Jaka to melodia?

Jaka to melodia?

„Nie widzę żadnego powodu, żeby płacić za wino więcej niż 9 zł”.

Kamil W. – plastyk

Pewien wpis, o ten tutaj sprowokował mnie do wyznania. Ba! wręcz do coming outu. Otóż po kilkudziesięciu latach przesłuchiwania tysięcy kilometrów taśm magnetofonowych, przeturlania przez odtwarzacz niezliczonej ilości płyt cd, że o zero-jedynkowaniu terabajtów zasobów cyfrowych nie wspomnę. Po kilku latach pisania na cogra.pl, oświadczam, że nie jestem audiofilem.

Teraz oczywiście powinienem wyśmiać to dziwaczne hobby polegające na wydawaniu masy pieniędzy na druciki i stożki, oraz udowadniać bezsens owego działania. Nie po to jednak zabrałem się do pisania. Piszę, bo chciałbym zrozumieć audiofili.

Cytat we wstępie jest oczywiście żartem. Czy cel jednak nie jest ważniejszy niż użyte środki? Oczywistym jest, że lepiej słuchać muzyki na przyzwoitym sprzęcie, niż na mikrych głośniczkach laptopa. Jednak po dojściu do etapu posiadania elementów i kolumn dających czytelne i selektywne brzmienie, nigdy nie czułem potrzeby zakupu jeszcze droższego wzmacniacza, czy wymiany okablowania.

Teraz dialog:

M. – gdybyś zamienił wreszcie swoje kolumny na te firmy X, to byś poczuł różnicę na ich korzyść.

T – lubię brzmienie swoich kolumn, nie zależy mi na innym.

M – mówię, że byś miał lepiej!!!

T – ale PO CO LEPIEJ???

I tak sobie czasem gawędzimy z M. Kolega ów zaprasza czasem na słuchanie płyt do siebie. Mam wtedy wrażenie, że nie słuchamy muzyki, raczej podziwiamy parametry. Sceny, głębie i inne pierdoły. M. jest szczęśliwy, gdy pochwalam nowe zakupy.

Czy jednak „Moondance” Van Morrisona wywołał by większe dreszcze z zestawu za 50 000 zł niż słuchany w samochodzie ze standardowego odtwarzacza? Wydaje mi się, że jednak nie. Nigdy nie interesowało mnie, czy talerz perkusyjny na sprzęcie A wybrzmiewa dłużej niż na sprzęcie B i czy bas brzmi mniej, czy bardziej miękko. Zawsze obchodziło mnie wyłącznie CO jest grane. Oczywiście — jedno nie wyklucza drugiego, jednak nie czuję potrzeby zmian. Powinienem? Dlaczego?

Tak, czy owak, słuchanie w domu nijak się ma do słuchania na żywo. Czy audiofil w filharmonii (to jeszcze pół biedy), w klubie, na koncercie plenerowym naprawdę zwraca uwagę na wybrzmiewanie talerzy, a co jeśli gitara trochę nie stroi?

Nie poproszę żony o kupienie kabla zasilającego w cenie 5 koncertowych albumów Joe Bonamassy. Być może nawet usłyszałbym różnicę stosując ów kabel… tylko PO CO?

800x500_stolle_pat_thomas

Na jakim sprzęcie słuchać tego pana?

ps. Tytuł tego wpisu nie ma najmniejszego sensu.

5 komentarzy to “Jaka to melodia?”

  1. tenpawlak pisze:

    Zgadzam się. Zatrudnianie realizatorów dźwięku, albo producentów muzycznych do nagrywania płyt nie ma największego sensu. Bo ludożerka i tak nie słyszy różnicy. 😛

  2. Totem pisze:

    Ludożerka w swoich kompresjach i deezerach słyszy muzykę, ale jej nie słucha. Chodzi mi o tych, którzy słuchają. Słuchają muzyki, czy częstotliwości? Temat realizacji dźwięku wymaga dodatkowego omówienia. Czy realizacja nie jest oszustwem?

    • elvis pisze:

      Realizacja JEST oszustwem :). Ale prawdziwym.

    • Thomm Ash pisze:

      Ależ realizacja jest sztuką, nie oszustwem… (inna sprawa, że ciepło wspominam rzeczy nagrywane na monofonicznego grundiga, prawie 30 lat temu na koncertach)

  3. tenpawlak pisze:

    imho. to dodatkowy muzyk w zespole.

Skomentuj Totem Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *