Koss Porta Pro – anatomia legendy

Koss Porta Pro – anatomia legendy

Otóż okazuje się, że nawet w czasach powszechnej technologicznej sraczki są jeszcze na tym świecie jakieś wartości. Rzeczy stałe i niezmienne. Od ponad 25 lat.

Złe miłego początki…

Zaczęło się od tego, że padły mi słuchawki. Te ajfonowe, oryginalne – standardowy model. Tu nadmienię, że dopóki nie padły – moim skromnym zdaniem – grały całkiem przyzwoicie. Wbrew temu, co niejednokrotnie o ajfonowych słuchawkach słyszałem i czytałem. Zastanawiałem się więc parokrotnie, czy producent(ci) robiący dla Apple’a ten sprzęt mają problem z powtarzalnością egzemplarzy, czy w różnych partiach stosują różne przetworniki, czy może gust i słuch zdegenerował mi się już tak bardzo, że w ogóle nie powinienem wydawać na ten temat żadnych opinii. Nawet postanowiłem przebadać się na okoliczność. Lekarze orzekli, że słyszę wciąż nieźle, a i gitarę też ciągle stroję bez elektronicznych dopalaczy.

Tak, czy siak słuchawki zdechły. Trzeba było kupić nowe. Zaznaczę przy tym, że do sprzętu przenośnego jako meloman-nieaudiofil mam stosunek zupełnie nieortodoksyjny. Nie do końca widzę sens rozprawiania o mikrodetalach i niuansach brzmieniowych w sytuacji, gdy muzyki słuchamy na ulicy, w tramwaju, pociągu czy samolocie. Wydaje mi się, że wszystkim w miarę zdroworozsądkowo podchodzącym do tematu ludziom nie muszę specjalnie tłumaczyć dlaczego tak uważam. Z drugiej strony jednak nie próbuję też ignorować oczywistego faktu istnienia w każdej kategorii sprzętu audio urządzeń, które słuchanie muzyki czynią przyjemniejszym i takich, które potrafią je zepsuć, czy wręcz obrzydzić.

… lecz koniec radosny

Nie jestem masochistą, dlatego wybrałem słuchawki Koss Porta Pro.

Używam ich od pięciu miesięcy. Są znakomite. W swojej kategorii cenowej nie do pobicia. Kupiłem je za 120 zł w jednym z warszawskich sklepów. To wyświechtane stwierdzenie, ale naprawdę są warte każdej wydanej na nie złotówki.

Grające z klasą

Prezentują muzykę z nadspodziewanie dużą kulturą i swobodą. Grają dużym dźwiękiem. Niektórzy twierdzą, że nawet zbyt dużym, że tony niskie zbyt nachalnie dominują tu nad pozostałymi zakresami pasma. Nie zgadzam się z tą opinią. Z pewnością nie są to słuchawki idealnie zbalansowane, neutralne – posiadają swój charakter(ek) – ale zapewniam, że pogłoski o szczątkowej średnicy i kompletnym braku góry są mocno przesadzone.  Z jednym zastrzeżeniem – żeby w pełni przekonać się o ich zaletach, muszą popracować co najmniej kilkadziesiąt godzin. Nie wiem w jakim stopniu jest to kwestia wygrzania przetworników, a w jakim adaptacji naszego słuchu. W każdym razie świeżo po wyjęciu z pudełka prezentują się zdecydowanie gorzej.

Może zabrzmi to patetycznie i niewiarygodnie w kontekście rachitycznie wyglądających, tanich nauszników, ale brzmienie Koss Porta Pro naprawdę ma klasę. Skala i jakość basu zadziwia. Faktycznie – jest potężny, ale wcale nie monstrualny. Nie rozlewa się, nie buczy, nie dudni, posiada kontur (choć może nie bardzo wyraźny) i bez problemu daje się zlokalizować jego źródła. Średnicy, mimo, że nie jest aż tak spektakularna, też trudno coś istotnego zarzucić, np. wokale wypadają bardzo korzystnie. Tony wysokie są lekko wycofane, zawoalowane i zaokrąglone. Mimo zauważalnego przesunięcia równowagi tonalnej w kierunku basów, wszystkie zakresy pasma są ze sobą ładnie posklejane i całość brzmi spójnie.

Przestrzeń nie zwala z nóg ale te słuchawki z pewnością nie grają jednowymiarowo. Scena dźwiękowa może nie robi wrażenia zbyt obszernej, ale za to jest budowana i w szerz i w głąb, instrumenty dają się na niej bez problemu lokalizować, są przyzwoicie odseparowane, a wokół nich czuć odrobinę powietrza. Pod tym względem Porta Pro też oferują nam więcej, niż można by oczekiwać po produkcie w tej kategorii cenowej.

Kossy nie są z pewnością mistrzami detalu (ani przejrzystości) ale – o dziwo – nie przeszkadza mi to (choć generalnie lubię analityczne brzmienie). Myślę, że między innymi dzięki temu, iż nie zasypują nas nadmierną ilością szczegółów, da się ich słuchać z przyjemnością i bez zmęczenia godzinami. Coś za coś.

Uniwersalne

Porta Pro, to chyba najbardziej uniwersalne słuchawki z jakimi miałem do czynienia. Z co najmniej dwóch powodów:

Po pierwsze – nie spotkałem się z nagraniem, z którym radziłby sobie ewidentnie źle. Słucham naprawdę różnych rzeczy. Klasyki, jazzu, rocka, hip-hopu i szeroko rozumianej elektroniki. Kossy sprawdzają się w prezentacji właściwie każdego rodzaju muzyki, z uwzględnieniem nienajlepszej czasem realizacji nagrań. Raczej maskują niż obnażają niedoskonałości brzmieniowe albumów. Robią to jednak nienachalnie, ze sporym wyczuciem.

Po drugie – Porta Pro grają wystarczająco głośno nawet z najbardziej cherlawymi odtwarzaczami mp3. Trzeba naprawdę niewiele prądu by je skutecznie napędzić. Dodatkowo, mimo że są dedykowane dla sprzętu przenośnego, nie jest żadnym faux pas podłączenie ich do urządzeń stacjonarnych. Znakomicie zgrywają się zarówno z ajfonem jak i moim wzmacniaczem słuchawkowym – Darkvoice 336se. Grają co prawda zupełnie inaczej niż także posiadane przeze mnie Beyerdynamiki DT880, ale w przypadku niektórych nagrań różnice dotyczą właśnie charakteru a nie jakości dźwięku. Być może niejednego zdziwi taka opinia zważywszy na fakt, że przecież Beyery są ponad 7 razy droższe. A jednak tak to odbieram i dlatego sądzę, że wielu użytkownikom mogłyby Porta Pro spokojnie służyć za słuchawki stacjonarne. Jako takie mają jednak jeden mankament – krótki kabel (1.2m). Raczej konieczny byłby więc zakup jakiegoś przedłużacza.

Wygodne

Jak już wspomniałem – Koss Porta Pro nie męczą. Wpływa na to zarówno charakter brzmienia tych słuchawek, jak i fakt, że w zasadzie nie czuje się ich na głowie. Są bardzo wygodne – lekkie, nie uciskają uszu (siłę nacisku da się zresztą regulować przełącznikiem), dobrze trzymają się głowy. Jedyne, co można by ewentualnie w nich poprawić, to plastiki łączące dwie części pałąka  – mogłyby mieć bardziej zaokrąglone krawędzie. To jednak naprawdę drobiazg.

Po złożeniu Porta Pro nie zajmują dużo miejsca – bez problemu można je schować nawet do kieszeni spodni. To ich kolejny atut. Szkoda tylko, że dołączony w komplecie pokrowiec jest za mały. Słuchawki trzeba do niego wciskać na siłę, co grozi ich uszkodzeniem. Wiem, że w dzisiejszych czasach producenci oszczędzają na wszystkim, ale wolałbym dopłacić parę złotych za te kilka dodatkowych cm2 skaju.

Pozostaje jeszcze problem braku synergii (jak ja lubię to słowo!) wszelkich słuchawek nagłownych z… niektórymi rodzajami czapek zimowych ;). Są zapewne osoby, dla których może mieć to znaczenie, gdy będą zastanawiały się nad ewentualnym zakupem.

Warto

Koss Porta Pro pojawiły się w sprzedaży w 1984 roku! Niedawno ukazała się ich specjalna, jubileuszowa wersja (Koss PortaPro 25th Anniversary Edition) różniąca się nieco kolorystyką, sznurkowym oplotem kabla, elegantszym opakowaniem i – jakże by inaczej – ceną. Nie wiem jak wiele znacie elektronicznych gadżetów produkowanych nieprzerwanie od ponad 25 lat (ja nie znam żadnego innego). Musicie wszakże przyznać, że już sam ten fakt mówi wiele o tym, jak bardzo udany to produkt. Jakby tego było mało – amerykański producent daje na Porta Pro prócz standardowej, bezpłatnej rocznej gwarancji, również dożywotnią, obejmującą naprawę uszkodzeń mechanicznych (przy każdym skorzystaniu serwis pobiera opłatę manipulacyjną w wysokości 40 zł).

Warto je mieć. Dają wiele przyjemności ze słuchania muzyki a przy tym nie drenują portfeli. Ceny sklepowe Koss Porta Pro pochodzących od oficjalnego dystrybutora zaczynają się już od 110 zł. Odradzam kupowanie jakichkolwiek (nie tylko Kossów) słuchawek po „okazyjnych cenach”, z niepewnego źródła, bo podrabia się je masowo. Zewnętrznie często trudno odróżnić podróbki od oryginałów, ale jakość ich brzmienia zazwyczaj jest fatalna. Po co ryzykować, skoro można stać się właścicielem kultowego gadżetu za i tak śmiesznie małe pieniądze.

W parze z iPodem (lub innym dobrej klasy odtwarzaczem MP3) Porta Pro potrafią zaprezentować się na tyle fajnie, że taki zestaw mogę śmiało polecić jako „starter” wszystkim przywiązującym wagę do jakości dźwięku melomanom na dorobku.

Nie sprawi problemu przy przeprowadzkach, zagra wszędzie. Nawet w ciasnym sraczu

.
Cenzurka:

Tony wysokie: (3/5)
Średnica: (3.5/5)
Bas: (4/5)
Dynamika: (4/5)
Przejrzystość (3/5)
Stereofonia: (3/5)
Muzykalność: (4/5)
Ergonomia: (4.5/5)
Cena/Jakość: (6/5)

 

Dane:
Pasmo przenoszenia: 15-25,000 Hz
Impedancja: 60 omów
Czułość: 101 dB SPL/1mW
Kabel: 1,2 m
Wtyczka: 2,5 mm

7 komentarzy to “Koss Porta Pro – anatomia legendy”

  1. tenpawlak pisze:

    Używam od wielu lat, w tych samych celach, co gRafoman. Zgadzam się z każdym słowem tej anatomii.

  2. Albi pisze:

    Szukałem właśnie słuchawek do iPhona. Czytałem trochę w necie o Koss Porta Pro. Wasza recenzja dodatkowo utwierdziła mnie w przekonaniu, że chyba warto je kupić. Chciałbym tylko zapytać jak wygląda kwestia wytłumienia odgłosów otoczenia? Trochę się obawiam, że może być z tym nienajlepiej.

    • gRamofan pisze:

      Cudów nie ma – ze względu na konstrukcję jest oczywiste, że te słuchawki nie mogą dobrze tłumić odgłosów otoczenia. Gdy nie grają, słychać wszystko dookoła. Podczas słuchania muzyki – o dziwo – przestajesz to odczuwać. Nie wiem co o tym decyduje – może charakter ich brzmienia, może fakt, że grają głośno. Z pewnością można znaleźć lepiej izolujące słuchawki – posiadające system aktywnego tłumienia odgłosów otoczenia lub choćby większość dokanałówek. Wkrótce napiszę i o takich. Porty Pro jednak całkiem dobrze sprawdzają się w tramwaju, czy pociągu. Bierz je, będziesz zadowolony.

      • Albi pisze:

        No kupiłem. Komfort super, brzmienie lekko zamglone ale potężne. Jeśli po jakims czasie ma byc jeszcze lepiej, to będe więcej niż usatysfakcjonowany.

  3. Pan Szymon pisze:

    Swietne sluchawki, uzywam ich od jakichs 4 lat z iAudio U3 i Kossy zdecydowanie miazdza np. AKG K412P (jak i wiekszosc AKG) czy Sennheisery HD213. Poza tym nie chce wyjsc na czepialskiego, ale recenzja sluchawek powinna zawierac troche parametrow technicznych. Np. (uwaga trudne slowo) impedancja, zakres czegos tam co to w hercach albo hecach podajo. A tak wogole to sluchaliscie kiedys Beaty Kozi Drug na Kossach? Jesli nie to nie wiecie nic o zyciu. Dziekuje.

    • gRamofan pisze:

      Z zasady staram się nie pisać o czymś, o czym mam mgliste pojęcie. 🙂 Nie jestem inżynierem-specjalistą od dźwięku i nie próbuję takiego udawać.

      Z drugiej strony wiem, że podawane przez producentów parametry urządzeń najczęściej rozmijają się z rzeczywistością (gdy są mierzone przez niezależne laboratoria), a dodatkowo nawet doskonałe parametry niekoniecznie muszą oznaczać równie doskonałe brzmienie.

      Na przykład zupełnie nie zawracam sobie głowy czymś takim, jak moc głośników, czy pasmo przenoszenia (teoretycznie bardzo istotny parametr dla głośników i słuchawek).
      W przypadku nauszników właściwie zwracam uwagę jedynie na impedancję (im niższa, tym lepiej powinny grać z cherlawymi wzmacniaczami i urządzeniami przenośnymi). Dla głośników z kolei, z podobnych względów, istotna jest również skuteczność (podawana w dB). Resztę danych po prostu ignoruję. Słucham i o tym co słyszę mogę pisać (wyrażając bardzo subiektywną opinię). Ktoś może ją wziąć pod uwagę, ale i tak powinien przed zakupem posłuchać sam. To jedyny sposób aby przekonać się, czy sprzęt nam leży, czy nie.

  4. zbyszko pisze:

    Przyczepiłeś się do etui.. może nie wiesz jak je składać ?:) ja też miałem problem z dobre pół roku, zanim zajarzyłem że na końcach pałąków są odpowiednio haczyk i zaczep.. należy je wpier szczepić, potem plastikami idziesz na maksa, aż się zwijają w małe kółko. Kabelk owijasz dookoła doadtkowych gąbek, i słuchawki bardzo swobodnie chowają sie do etui. Głupi detal ale akurat w instrukcji opakowania w których je kupiłem ( zmniejają się cały czas) nie było o tym informacji.

Skomentuj Albi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *