Neil Young – Le Noise

Neil Young – Le Noise

Dwóch jeno gitarzystów jest na świecie, co hałas czyniwszy okrutny, nie nudzą a tumanią słuchacza, lecz sens owego hałasu ukazują. Dwóch powiadam – Lou Reed w Ameryce i Neil Young… też w Ameryce, chociaż to Kanadyjczyk.

Owi panowie grają w różnych ligach, ale obydwaj kochają czyste brzmienie gitar podłączonych do wzmacniaczy. Lou Reed nagrał kiedyś kontrowersyjną płytę „Metal Machine Music”, gdzie łomotał w gitarę aż miło i daleko tej muzyce było do melodyjności i zasad harmonii. Neil Young tym patentem posłużył się, grając koncerty wraz ze swym zespołem „Crazy Horse” (również powstał zapis płytowy), a także nagrywając muzykę do filmu „Truposz” Jima Jarmuscha. To drugie dzieło było zapewne punktem wyjścia do omawianej dziś produkcji. „Le Noise” jest rozwinięciem formy soundtracku do „Truposza”. Nie ma tu jednak improwizacji. Są piosenki, którym towarzyszy jedynie akompaniament przesterowanej, elektrycznej gitary. W dwóch przypadkach jest to gitara akustyczna. Nie ma solówek, nie ma klawiszy i sekcji rytmicznej i o dziwo, nie brakuje ich!

Jest to jednak płyta nie całkowicie autorska. Oprócz głównego bohatera i jego gitary pojawia się producent i to nie byle jaki, bo sam Daniel Lanois, znany choćby z produkcji płyt U2. (Swoją drogą „La Noise” – „Lanois”, przypadek?). Producent miał za zadanie nieco okiełznać gitarzystę i nadać jego muzyce nieco bardziej współczesne brzmienie. Pojawiają się więc zapętlenia, echa i różne cudeńka techniki. Utwory akustyczne pozostawiono w zasadzie w wersji surowej, ale utwory „elektryczne” mienią się tysiącem barw. Od dzikich przesterów, po brzmienia niesłyszane na płytach innych wykonawców. Nie zastanawiam się, jak by wyglądała ta płyta bez Daniela, bo i po co się zastanawiać? Takie brzmienie zaakceptował Neil Young i tak ma być.

Kompozycje Younga miłośnik jego twórczości rozpozna po pierwszych taktach, tak jak charakterystyczny, wysoki głos – przejmujący w równym stopniu w piosenkach folkowych, countrowych i rockowych czadach. Nie bardzo mam ochotę analizować poszczególne utwory, a to dlatego, że właściwie stanowią one całość, przeciętą akustycznymi balladami: charakterystyczną dla autora „Love and War” i nieco beatlesowską „Peaceful Valley Boulevard”. Wszystkie piosenki są wspaniałe i kropka. Od mocnej, przybrudzonej „Walk with Me”, przez odnowioną wersję „Hitchhiker”, aż do genialnego finału „Rumblin’”. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów mam wrażenie, że płyta jest za krótka.

Wspaniała rzecz, jedna z najlepszych, jakie znajdują się w dorobku mistrza. Nie namawiam jednak do jej kupienia – ze względu na zbójecką cenę. Płyta jest za droga i nie obchodzi mnie, kto decyduje o cenie i co na nią wpływa. Pół gwiazdki odpada za pazerność.

(4.5/5)

Walk with Me, Sign of Love, Someone’s Gonna Rescue You, Love and War, Angry World, Hitchhiker, Peaceful Valley Boulevard, Rumblin’

Data wydania: 28.09.2010

Dodaj do ulubionych: Słuchać tylko w całości !

3 komentarze to “Neil Young – Le Noise”

  1. tenpawlak pisze:

    Baaardzo perswazyjna recenzja. Aż chce mi się mieć tę płytę.

  2. Diplo pisze:

    Bardzo dobra płyta, nie tylko dla fanów Younga. Polecam i pozdrawiam recenzenta. Słuchamy tych samych wykonawców

  3. angela pisze:

    Uwielbiam Neila Younga. Już sobie ostrzę zęby na ten album. Spróbuję poddać jakiś trop moim prezentodawcom :).

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *