Ale musicale!

Ale musicale!

Kto jako mały brzdąc zakochał się w Czarnoksiężniku z krainy Oz, gdzie Dorotka miała megaodlotowe przygody, bez pomocy efektów w 3D. To prawie każdy chciał być wtedy Dorotką – bez względu na płeć. A do tego jak ona śpiewała! Jak ktoś tak pięknie obiecuje, że po drugiej stronie tęczy jest piękniej, to nie sposób nie uwierzyć – zwłaszcza pięciolatkom!

Jak się jednak wyrasta z ciuchów Dorotki, a chłopaki zaczynają kojarzyć się nie tylko z czymś do kopania – to przychodzi taka ochota, by wreszcie zrobić „odpowiednie” wrażenie na kolegach. I za przykładem Olivi Newton rzucić jakiegoś Johna Travoltę na kolana (i zgasić przed nim papierosa dokładnie w taki sam sposób!). Chociaż nie jestem fanką ani tej piosenki, ani Travolty, to scena z „Grase” robi wrażenie.

http://www.youtube.com/watch?v=gyUWkQj0Q_U

No to poszły konie po betonie – czas na boską dekadencję, czyli „Kabaret”!

Kiedy zobaczy się coś tak genialnego, jak popisy Lizy Minnelli, to nawet taki ot sobie prozaiczny mebel – jakim jest krzesło – zaczyna prowokować wyobraźnię do różnych wygibasów, nie tylko na trzeciej randce.

http://www.youtube.com/watch?v=Lq_rJEmAguY

Jak ktoś poczuł tęsknotę, by przez muzykę i taniec zamienić choć na chwilę szarą i nudną rzeczywistość – ten zrozumie moją słabość do musicali.

Bo tam nawet deszcz i kałuże potrafią świetnie nastroić choćby do stepowania, co z niezwykłym wdziękiem udowodnił Gene Kelly:

Powiedzcie sami, czy po czymś takim nie nachodzi ochota, by wskoczyć do pierwszej kałuży i rozchlastać ją na Bogu ducha winnych przechodniów? Nie??? Nie wierzę!:-)

Kiedy jednak przestanie padać, można wyjść na dach, by zapalić sobie co tam się lubi (lub by po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza) i z nieco innej perspektywy spojrzeć na to wszystko. Przebywanie na dachach ma to do siebie, że można tam spotkać skrzypka, a jak ma się więcej farta, to i jego dobrego znajomego, mleczarza Tevye’go, który bardzo sugestywnie wyłożył mi, dlaczego lepiej być bogatym niż biednym, a leciało to mniej więcej tak:

Siedzę na tym dachu, który należy do jednego z najstarszych teatrów West Endu. Tevye i skrzypek zniknęli, na mnie też już czas – za chwilę zaczyna się przedstawienie – ale o tym napiszę innym razem…

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *