Klip szumi już w necie od trzech miesięcy, ale ponieważ wydana w zeszłym roku druga płyta Die Antwoord podobała mi się mniej niż fantastyczny debiut, nie szukałem go wcześniej zbyt intensywnie. Nawiasem mówiąc, to nie tak, że album Ten$ion jest niedobry – wręcz przeciwnie. Po prostu nie ma już tego elementu rozwalenia na kawałki czymś zaskakującym. Tego nacierającego wszystkimi siłami naraz zestawienia komiksu z horrorem, zebrania kilku postaci z niby różnych, a tak naprawdę jednej bajki, tej świeżości (ciągle pięknego wszakże) południowo-afrykańskiego akcentu…
Tym niemniej, w ciągu ostatnich dni wracałem do filmiku Fatty Boom Boom kilka razy i nie dlatego, że zajmuje mnie rozszyfrowanie treści, o których traktuje frapujący tytuł. Powód jest taki, że to rzecz nie pozwalająca przejść obok siebie obojętnie, a oto przecież w dużej mierze w tej działce chodzi (albo powinno). Całość atakuje zmysły i smaki w dość bezpardonowy i skuteczny sposób. Niby ma się wrażenie, że jest to stary trick równie starego przemysłu muzyki rozrywkowej (Die Antwoord wparowali do niego bez pukania po oszałamiającym sukcesie pamiętnego Enter the ninja), a jednak jest w tym coś więcej – ta bezczelność ciągle nie wydaje się sztucznie podrasowana. Sam do końca nie wiem jaki ten klip jest – bardziej świetny, czy bardziej irytujący, a może nawet straszny? Jedno jest oczywiste – nie jest nijaki.
„Weź agresywny rytmicznie numer, który zapada w pamięć, ale niekoniecznie z właściwych powodów (bardziej na zasadzie denerwującego sygnału ciężarówki sprzedawcy lodów), wrzuć trochę obsceny i niezobowiązującej, ale narzucającej się non-stop gierki na tematy rasowe, sprofanuj świętość współczesnej popkultury (w tym wypadku Lady Gagę)”– przepis na mocne video niby nie brzmi jakoś super-odkrywczo. Ale potrzeba dopiero wiarygodnych charakterów, żeby zrobić z tego COŚ. Na przyklad takich jak trio z RPA, niosące światu przekaz ze swojej Zef Side.
I to jest powód, dla którego ta kapela nie skończyła się wraz z pierwszym hitem, tylko intryguje nawet po zassaniu przez machinę regularnych wysokobudżetowych produkcji. Die Antwoord nie zawsze trafiają w dziesiątkę i na pewno nie zawsze znają umiar w swoim rozpasaniu (czasem ich przeświadczenie o własnej „fajności” może wręcz zemdlić), ale ciągle robią coś intrygującego i stawiającego pytania. Nawet jeśli są to pytania o granice kiczu i liczbę faków w jednej piosence albo, dla tych serio zniesmaczonych, o łabędzi śpiew zachodniej „cywilizacji śmierci”… W dzisiejszych czasach, kiedy wszyscy już wszystko widzieli i wszystko przerobili, wyróżniać się i mieć tak barwny styl to całkiem sporo.
Już jestem ciekaw następnej płyty i nowych bitów DJ-a Hi-Teka. Joł, joł, bring det madafakin next level shit !
Leave a Reply