Hey! Nosowska! Ratunku! Pomocy!

Hey! Nosowska! Ratunku! Pomocy!

Ależ rozczarowany jestem! Zasmucony i wściekły jednocześnie! Bo chwalił Lech Janerka „Umieraj stąd”. Bo dobrze mówili o produkcji tego krążka projektanci dźwięku. Bo już podwójna platynowa płyta. Bo w kwietniu 2010 r.  główne nagrody na Fryderykach w kategoriach: album roku – rock, wydawnictwo specjalne – najlepsza oprawa graficzna, produkcja muzyczna roku i piosenka roku – „Kto tam? Kto jest w środku?”. Bo podobały mi się ostatnie rzeczy Nosowskiej.

I tu jest pies, czyli płyta pogrzebana.

Jak wiecie, już od dawna poszukuję polskiego producenta muzycznego. A „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” zrealizował Marcin Bors, przez wielu nominowany do miana tego, który może w końcu okaże się NIM. Wcześniej brał udział w cenionych przeze mnie projektach („Opherafolia” – Pogodno, „UniSexBlues” – Nosowska, „Osiecka” – Nosowska), w kilku mniej cenionych, ale wartych wzmianki („Hat, Rabbit” – Gaba Kulka, „Prąd stały / Prąd zmienny” – Lao Che) i w kilku, które chcę poznać („Notoryczni Debiutanci” – Muchy, „Wasza Wspaniałość”Pogodno). Tym chętniej kupiłem rozszerzoną o DVD wersję najnowszej płyty zespołu Hey.

I tu jest pies, czyli zespół pogrzebany.

Hey nie jest zespołem przeze mnie pożądanym najbardziej. Już bardziej Nosowska. (Normalnie, prawda?) Pamiętam moje zdumienie, kiedy na samiutkim początku kariery Hey, zobaczyłem ją na scenie (1992? 1993?). Była to wtedy najbardziej charyzmatyczna wokalistka w Polsce. Szybko wciągnęły ją do siebie elity muzycznego undergroundu (Pidżama PornoAliansŚwietlikiŚciankaVoo VooPaweł KukizPustki), nagrała ep-kę z Dezerterem i już nikt nie mógł się nawet skrzywić, że ta cała awantura z „Fire” to jakaś ściema na fali grungu, że to propozycja dla brzydkich nastolatek i zapryszczałych licealistów, że do końca życia będzie nas prześladować „Moja i Twoja nadzieja”.

Owszem, dałem się przekonać Darkowi, że autodystans, ironia i prostota „Teksańskiego” ma w sobie coś i nawet nauczyłem się go grać, ale poza tym – nic, niente, nicht, nothing, duparomana.

Przez wiele lat. W 2001 albo 2002 kupiłem „[sic!]” i coś tam dla siebie w tej nowej wersji zespołu znalazłem. Myślę o tej płycie ciepło. Naprawdę. Ale przełomem w mojej relacji z Hey był dla mnie ich koncertowy album nagrany dla MTV, czyli „MTV Unplugged”. Potrójna platyna i absolutne odkrycie pięciolatki, czyli Marcin Macuk jako kierownik muzyczny! Jemu zawdzięczamy to, że na tym koncercie usłyszeliśmy piosenki grupy w aranżacjach prawdziwie akustycznych z wykorzystaniem smyczków, liry korbowej, puzonu, harmonijki ustnej, a nawet akordeonu, na którym zagrał sam Czesław Mozil!

Wtedy dla mnie narodził się Hey – dojrzała grupa twórczych profesjonalistów, umiejących świadomie wykorzystywać instrumenty, które zaczęły wydawać te właściwe i pożądane przez nich dźwięki.

Owocem tego koncertu, tego doświadczenia i dziećmi pracy produkcyjnej Macuka były dwa wielkie albumy sygnowane Nosowska – „UniSexBlues” i „Osiecka”. Genialne. Na „Osieckiej” wokale nagrywał i produkował Bors.

Nic dziwnego, że w takim stanie świadomości i jeszcze dlatego bo (Janerka, projektanci, itp.) i pełen nadziei na objawienie włożyłem płytę do dyskofonu i usiadłem.

Ale nie z wrażenia, tylko normalnie na kanapie, żeby posłuchać. I posłuchałem. I znowu nic, niente, nicht, nothing, duparomana.

I tu jest pies, czyli producent pogrzebany.

Bo spodziewałem się nowej twarzy Hey, a dostałem dobrze znaną, ale mniej mi odpowiadającą twarz Nosowskiej. I szlag mnie trafił! Na to całe zamieszanie projektowe, na to granie w różnych składach, konfiguracjach, projekcikach! Bo jak Nosowska brzmi jak Hey, to po jaką cholerę mi dwa niby różne projekty. Nibynóżki pieprzone! Bo jak Pustki brzmią jak WrońskieSistars, to ja temu mówię stop! Niby po co mi to?

I głęboko gdzieś mam bajdurzenie o polskim Radiohead, a nawet jeszcze bardziej mnie to wkurza! Bo wolę po prostu Nosowską od polskiego czegoś tam, polskiej jakiejś tam. Czy to was nie obraża, że zespoły reklamują swoją muzykę jako polskie Beastie Boys albo polskie pisti srojs? Bo mnie tak. Ja kupuję oryginały! Podróbek unikam jak mogę!

A morał z tej bajki jest taki i niektórym znany. Jeśli masz więcej niż jeden projekt muzyczny, nie wybieraj do nich tego samego producenta muzycznego. Bo to tylko jest oryginalne, co nie jest zunifikowane.

Gwiazdki
:
„Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” (4/5)

3 komentarze to “Hey! Nosowska! Ratunku! Pomocy!”

  1. mix pisze:

    „Owocem tego koncertu, tego doświadczenia i dziećmi pracy produkcyjnej Macuka były dwa wielkie albumy sygnowane Nosowska – „UniSexBlues” i „Osiecka”. Genialne. Na „Osieckiej” wokale nagrywał i produkował Bors.” – „UniSexBlues” został wydany przed „Unplugged”, zatem te zależności owocowe chybione tutaj…

  2. tenpawlak pisze:

    Być może masz rację. Koncert dla MTV był z tego samego roku co USB, założyłem, że przygotowania do koncertu trwały wcześniej.

    A gdyby tak:

    Owocem pracy Macuka są jeszcze na dwa wielkie albumy sygnowane Nosowska – „UniSexBlues”, nagrywany w tym samym roku co ten koncert oraz „Osiecka”. Genialne. Na „Osieckiej” wokale nagrywał i produkował Bors.

  3. tenpawlak pisze:

    No i oczywiście to są sprawy ważne (dyskobiograficzne), ale co myślisz a propos głównej tezy tego wpisu?

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *