Hna – nie do różańca, do tańca

Hna – nie do różańca, do tańca

Kiedy „mam znowu doła” nie potrafię słuchać płyt. Nie muzyki, a właśnie płyt, jako całości. Hny w takich momentach słuchałem wielokrotnie. Od pierwszego do ostatniego kawałka.

Wchodzi bezproblemowo. Kilka razy dziennie. Naprawdę pomaga. Co prawda w utworze Piesnia Siergiej Sznurow samokrytycznie stwierdza: „Piszę bardzo chujowe pieśni, by wam wszystkim było bardzo chujowo…”, ale nie wierzcie mu – zwyczajnie jaja sobie robi!

Szczerze mówiąc, mam taką teorię, że gdyby gość przyszedł na świat trzydzieści lat wcześniej, w Liverpoolu, bankowo zostałby piątym (szóstym?) Beatlesem. Wśród nam współczesnych nie znam nikogo, kto miałby taką łatwość pisania szlagierów, i to od dziesięciu lat z okładem. Z drugiej strony – Sznur to Rosjanin z krwi i kości, co widać słychać i czuć w jego utworach. Te kawałki osadzone są w konkretnym tam i teraz, więc… może niech tak zostanie.

Hna to pierwszy album zgrupowania Leningrad (tak o swojej kapeli zwykł mawiać Sznurow) nagrany po reaktywacji w 2011 roku. Najlepsza ich płyta, a niewykluczone, że w ogóle jeden z najlepszych popowych albumów nagranych w XXI w.

Ryzykowna teza? Mamy tu wszystko, co trzeba, by jej sprostać:

Jest aż 15 wpadających w ucho piosenek. Rzadko która trwa dłużej niż 3 minuty, za to każda wyposażona została w melodię, rytm i tekst. Same hity. Serio.

Są dwie niebanalne osobowości i dwa doskonale uzupełniające się wokale (męski – Sznurowa i żeński – Julii Kogan).

Mamy pomysłowe, ale nieprzekombinowane aranżacje, w warstwie elektronicznej nienachalnie nawiązujące do brzmień klubowych z lat 70-ych, mamy też (tradycyjnie) sekcję dętą, gitarki i różnorodne perkusjonalia.

Jest wreszcie coś, czego brakuje wielu innym, często bardzo profesjonalnie nagranym albumom: lekkość grania, dystans (do samych siebie) i poczucie humoru. Po prostu słychać, że po dwuletniej przerwie raczej „nikt tu nikogo pod pistoletem nie trzymał” w trakcie sesji nagraniowej.

Sznurow w wywiadach otwarcie, choć nieco przewrotnie deklarował, że tym razem Leningrad nagrał płytę dyskotekową. Stronić więc od niej powinni wszyscy muzyczni koneserzy, dla których słowo „dyskotekowa” jest niepochlebnym epitetem. Dla mnie nie jest. Prawdopodobnie dlatego, że w zasadzie nie znam się na gatunkach muzycznych. To znaczy znam dwa gatunki: muzykę dobrą i złą. Ta jest dobra. Bezapelacyjnie.

Gdyby jednak komuś szczególnie zależało, żeby Hnę jakoś rodzajowo dookreślić, to napisałbym, że ten gatunek, to muzyka bezczelna. Bezczelnie melodyjna, bezczelnie rytmiczna, bezczelnie taneczna, bezczelnie olewająca zarówno językowe i obyczajowe tabu, jak i tych tabu olewanie.

Dlatego niezmiernie mi przyjemnie, że została nagrana.

Zdecydowanie polecam. Na jesienną deprechę i długie zimowe wieczory

Hna Leningrad (2011)  (5/5)

Ps: W żadnym języku bluzgi nie brzmią tak pięknie jak po rosyjsku.

 

Sample:

Słodki sen:

Jesień w stylu disco:

Nie, i jeszcze raz nie!:

I z trochę innej beczki, ale jednak dowód na to, że z tymi Beatlesami coś jest na rzeczy:

3 komentarze to “Hna – nie do różańca, do tańca”

  1. elvis pisze:

    Jako osobie permanentnie nadużywającej słowa „chuj” powinno mi się to spodobać. Ale nie podoba mi się, ni chuja.

  2. spirydion pisze:

    ciekawe to jest i rzeczywiscie bezczelne choc raczej nie moja estetyka – np. te niemal obowiązkowe dęciaki umpa-umpa zawsze mi trochę przeszkadzają w muzyce ze wschodnich krain, to znaczy mnie osobiscie przeszkadzają bo do muzyki dość często pasują… (ale podobnie mam tez w sumie z zachodem, kiedy ktos, nawet jesli to jest Dylan, nadużywa np. harmonijki ustnej 🙂

    co do porownania z Beatlesami hmmm…mysle jednak ze to jakas inna bajka jest (choc doceniam prowokację:) – Leningrad jak widac ma swoj styl a lider zdaje sie byc wiarygodny jak cholera, ale przynajmniej na podanych wyzej przykladach nie widze za bardzo punktow stycznych ani z finezyjnymi aranzami i harmoniami tzw. Wielkiej Czworki ani z twórczym balansem miedzy czlonkami zespolu:) Leningrad jawi mi sie raczej jako system typu dyktatura gdzie nawet jesli obok lidera jest jakas inna osobowosc (Julia) to jak widac – ona marzy o tym by wypelnił ją hmmm ten tego…duzy wkład innego członka czy raczej on sam w swojej obszernej istocie…(George czy Ringo, nawet gdyby byli kobietami,nie mogliby tak zaspiewac nie mowiac juz o Paulu – John wprawdzie moglby, dla jaj, ale i tak mialby na mysli SWOJEGO…:) konczac wątek: te kawałki sa urocze ale raczej w taki toporny, dożylny sposób. czyli wlasnie ostro po garach, bez trzymanki i zbytniego certolenia sie ze studyjnymi dziwactwami i opiniami podwykonawców.

    …ale jestem pewien ze taki Mick Jagger chetnie by ze Sznurowem poszedl w tany,licząc na to ze skapnie mu gdzies (nie dociekajmy gdzie) troche prawdziwego „machismo” …

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *