Liczenie trupów na żywo

Liczenie trupów na żywo

Byłem niedawno w sklepie z biletami na różne wydarzenia muzyczne. Przeczytałem na tablicy Body Count i nagle przeniosłem się w czasie. Zeszły wiek. Rok 1997. Zaledwie 6 lat po powstaniu i tylko 5 lat po pierwszej płycie zespołu Body Count

(Używanie określenia “Body Count feat. Ice-T” jest tak głupie jak “The Beatles feat. John Lennon”. Tylko i wyłącznie świadczy o postępującym zdebileniu świata).

…przyjechali na bodajże dwa koncerty do Polski. Byłem na jednym z nich. W namiocie Colosseum na Woli. (Takie dziwne nieistniejące miejsce. “Normalnie” były tam “dyskoteki”. Wiem. Dużo cudzysłowów. Kolejne w kolejnym zdaniu. “Masa” bywał często. Handel towarem. Kurewki. Ale też co najmniej kilkukrotnie wynajmowany był na koncerty, m.in. również Beastie Boys).

Wracając z dygresji do historii.

Do mojego syna, który ponoć hip-hopem i rapem się interesuje, powiedziałem wtedy “O! Body Count będzie w Polsce. Byłem na ich koncercie”. A on na to, że nie ma bladego pojęcia kto to. Westchnąłem. (Ja tam w jego wieku wiedziałem kim był Bill Haley. To tylko i wyłącznie świadczy o postępującym zdebileniu świata).

Postanowiłem więc napisać parę słów na temat.

Przede wszystkim, i owszem, muszę zacząć od Ice-T. Dzięki niemu w 1991 roku zaczęło się dla mnie słuchanie rapu na poważnie. A przy okazji oglądanie filmów Spike’a Lee, zapoznawanie się z życiem i poglądami Malcolma X, wyrabianie sobie zdania na temat Black Panther Party oraz Blaxploitation, oglądanie oryginalnego Shafta i jego remake’u, itp. itd. Tak a propos: na projekcji Shafta (2000) poza mną i moim bratem na wypełnionej do końca sali kinowej byli sami czarnoskórzy obywatele USA. Prawdopodobnie (nie pamiętam na 100%) było to w Washington, D.C. albo New York City, ale raczej to pierwsze. Jak widzicie sprawy były poważne i raczej o dużym ciężarze gatunkowym.

W tym samym czasie (1992) przez świat przeszła historia pobicia przez LAPD czarnoskórego taksówkarza. Zamieszki, które wywołał uniewinniający policjantów wyrok sądu, były wtedy uważane za największe w USA w XX wieku. W ciągu 6 dni ponad 50 ofiar śmiertelnych. Jeszcze w 1996 roku będąc w Los Angeles czułem w powietrzu te wydarzenia.

W takim, nie boję się tego tak nazwać, rasistowskim klimacie Ice-T zaczął tworzyć swoją zaangażowaną sztukę. Można to nazwać zwyczajnie gangsta-rapem, ale moim zdaniem to nie jest wcale takie proste. Jak śpiewał Ice-T na płycie Body Count pt. Body Count “At this moment, there are more black men in prison than in college.” Gangsterka w PL nie ma tła rasowego. W USA nie da się tych dwóch rzeczy oddzielić w prosty sposób. Przypominam, że dopiero pod koniec lat 50-tych, wyrokiem Sądu Najwyższego USA, afroamerykanom pozwolono jeździć autobusem razem z białymi. A laureata Pokojowej Nagrody Nobla z 1964, Martina Luthera Kinga, zabito jeszcze w 1968 roku. I dopiero późne lata 70-te usankcjonowały w miarę równouprawnienie rasowe w USA. W miarę. Aczkolwiek idzie coraz lepiej. Od 20 stycznia 2009 roku Prezydentem USA jest Barack Hussein Obama II. 41 lat po śmierci MLK.

No więc Ice-T. Czarny, świadek i uczestnik wielu prześladowań na tle rasowym, półsierota, następnie sierota, niepijący, niećpający, niepalący, ale blisko zawsze nielegalnych, gangsterskich spraw, zaczął o tym rapować. Początkowo klasycznie na tle bitów.

Dla mnie najlepsze (choć już w dużej części nieklasyczne) albumy Ice-T to “O.G. Original Gangster” (1991) i “Home Invasion” (1993).

Ice-T-O.G._Original_Gangster Ice-t_homeinvasion

A w którymś momencie (tzn. już na “O.G.”) postanowił wzbogacić podkład i zaczął śpiewać z tzw. metalową muzą. Najpierw incydentalnie. Następnie regularnie jako Body Count. Nie była to jakaś totalna rewolucja. Ale akurat brutalna i brutalistycznie zaaranżowana i zagrana muza idealnie pasowała do wściekłych słów wyrzucanych z gardła Ice-T.

A słowa były na tyle poważne, że przez utwór “Cop Killer” wyrzucono ich z Time Warner Music. (A ciekawe kto akceptował to, co zostanie wydane? Dwulicowe świnie biznesu muzycznego.) Rządowe i policyjne organizacje się wściekły, a sam Ice-T skomentował to tak w wywiadzie: “…they’ve done movies about nurse killers and teacher killers and student killers. Arnold Schwarzenegger blew away dozens of cops as the Terminator. But I don’t hear anybody complaining about that.”

Z drugiej strony, wiadomo dlaczego się tak wnerwili. Jeszcze żaden film nie wywołał rewolucji, a kilka piosenek już tak.

Anyway. Ice-T trafił na muzyczne salony. Jego kolaboracje ze Slayerem, Jane’s Addiction, Quincy Jonesem, Rayem Charlesem, Motörhead, itp. oraz Jello Biafrą — równie zaangażowanym, choć w inne sprawy artystą, sprawiły, że od dawna nie jest mieszkańcem muzycznego getta gangsta rapu. A raczej ikoną. Na którą powoływało się wielu znanych i ważnych.

Tamten koncert Body Count wtedy był poważnym, porządnym, prawie 1,5 godzinnym setem, który pokazał co to znaczy rap z cięższą, gitarową muzą. To naprawdę nie jest metal!!! Ani trash metal, ani speed metal! To jest gitarowy rock. That’s all, folks. Teraz znamy Rage Against The Machine na pamięć, ale wtedy jeszcze wiele patentów było świeżych i nowych. Był to koncert z gatunku legendarnych, bo rzeczywiście były to świeże owoce rzucone w wyzwaniu zdechłym warzywom. Koncert żarł jak mało co. Było energetycznie, totalnie i profesjonalnie. Było porażająco i wciągająco. Trup ścielił się gęsto na widowni.

Muzyka Body Count jest idealna do odbioru na żywo. Porywająca. Na pierwszej płycie również jest taka, choć nie spodziewajcie się jakiś fajerwerków produkcyjnych. Słychać że to produkcje sprzed… dwudziestu paru lat. Niemniej jest to porządne garażowe granie. Natomiast razem z wokalami i tekstami tworzy się prawdziwy koktail mołotowa. Jedyne co poza realizacją mogę zarzucić to to, że jak już ten koktail wybuchnie, to drugi raz raczej nie wypali. Następna płyta Body Count pt. Born Dead była ostatnią z którą się zapoznałem.

Ale jeśli ktoś na serio interesuje się rapem i pochodnymi lub zwyczajnie lubi koncertowe szaleństwo, to serio mówię, że nie obiecuję, ale poza nieubłaganie przemijającym czasem (jednak It was 20 years ago today) wszelkie przesłanki sugerują, że może być morderczo. Ja się nie wybieram, bo już byłem i przeżyłem. Ale kto nie był niech sam zdecyduje.

Body Count, koncert w Warszawie z roku 1997 (5/5)

Body_Count_Album_Cover

Body Count, płyta Body Count z roku 1992 (4/5)

Body Count, Amfiteatr w Parku Sowińskiego, Warszawa | 16. 06. 2015|  Ile gwiazdek? Dajcie znać. Jak wrócicie z koncertu wpiszcie w komentarzach.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *