Każdy szanujący się miłośnik muzyki wie, w jaki sposób Robert Plant trafił do Led Zeppelin… Tak, lubię ten chwyt retoryczny, niezbyt oryginalny, ale skuteczny. Kto teraz się przyzna, że nie wie? Wśród naszych czytelników nie ma wszak miłośników muzyki, którzy się nie szanują, lub – co jeszcze bardziej pożałowania godne – nie-miłośników muzyki. Prawda?
Więc przypomnę tylko dla na wszelki wypadek, gdyby jakiś ignorant się zabłąkał. Otóż Percy trafił do Led Zep przypadkiem, głównie dlatego, że Jimmy Page nie mógł ściągnąć tych, którzy w pierwszym rzędzie przyszli mu do głowy. Z różnych przyczyn odmówili Jimmy’emu i – choć niektórzy osiągnęli sukces – musieli skrycie żałować, że nie zahaczyli się w najlepszej hardrockowej kapeli świata. Zobaczmy, kto się nie załapał.
Steve Marriott – wokalista Small Faces, a później Humble Pie. Facet obdarzony głosem, który powodował, że Plant, wówczas jeszcze zwykły hippis z Black Country, zaliczał wszystkie koncerty Small Faces. Na najwyższych piedestałach stawiają go Iggy Pop, Dylan, Iommi (ten chciał go ponoć w latach 80. do Black Sabbath). Jego wersja „You Need Lovin’” będzie pierwowzorem „Whole Lotta Love” (o czym pisałem tutaj). Był pierwszym wyborem Jimmy’ego, ale ze względu na „układy biznesowe” nie znalazł się w Led Zep (legenda głosi, że gdy Page zaproponował Steve’owi robotę, dostał w ramach rewanżu ofertę od jego managera Dona Ardena. Była to oferta odstrzelenia palców). Potem z powodzeniem śpiewał w Humble Pie, ale problemy z używkami i brak kontroli nad finansami nie dawały mu spokoju. Zginął w pożarze własnego domu na początku lat dziewięćdziesiątych. Zakochać się w nim można chociażby po posłuchaniu tego bluesa.
http://www.youtube.com/watch?v=ylviT4C0cmQ
A jeśli komuś potrzeba hard rocka, żeby przekonać się o jego możliwej przydatności dla Led Zep, proszę:
Terry Reid – przejdzie do legendy jako ten, który odmówił nie tylko Zeppelinom, ale także Deep Purple, którzy szukali następcy Roda Evansa. Wybrał karierę solową, w czym podobno spory udział miał jego nie cieszący się dobrą sławą menago – Mickie Most, były partner Petera Granta w interesach. Kariera ta zgasła szybko, owocując zaledwie kilkoma płytami w ciągu następnych czterdziestu lat. Perełki jednak były, jak choćby „Seed Of Memory” z 1976 roku –
Rodgersowaty wokal, piękny… Terry ma jednak dla Led Zeppelin ogromną zasługę – to on właśnie zasugerował Jimmy’emu, by posłuchał Planta.
Na celowniku Page’a był także Chris Farlowe, którego Jimmy doskonale znał jako muzyk sesyjny. Grał na gitarze w wersji „Out Of Tme” Stonesów, która okazała się hitem Chrisa. Farlowe jednak również był przekonany, że lepiej zrobi, występując solo. I ta kariera potoczyła się najlepiej z całej trójki kandydatów, w międzyczasie Farlowe współpracował też z Colosseum i Atomic Rooster oraz z… Page’em (soundtrack do Death Wish II).
Tutaj Chris jedzący kanapkę… ale nie tylko.
A teraz piwko, może dwa i bez końca możemy spekulować, jak brzmieliby Led Zeppelin, gdyby…
Leave a Reply