Nowa Warszawa

Nowa Warszawa

Jest zawsze wyrazem buty artysty mówienie, że jego dzieło jest nowe. Gdyż nawet w perspektywie upływającego czasu, już po chwili jest stare, jedynie może być aktualne lub współczesne. Wyrazem pychy lub zwyczajnej głupoty. Inaczej nie da się obronić takiej nieskromnej pewności, że to, co proponuję światu, zmienia ten świat istotnie.

Jest zawsze wyrazem duszy artystycznej marzenie, by światu dać coś, co będzie nowe, przełomowe, zmieniające na stałe dyskurs i zestaw odniesień.

Jest zawsze wyrazem empatii próba oddania dzieła sztuki w opisie takim, który jest jak najbardziej zbliżony do samego dzieła. Stąd ten poważny ton jaki zaczyna się ta notatka z przesłuchania płyty Stanisławy Celińskiej, Bartka Wąsika i Royal String Quartet pt. “Nowa Warszawa”.

Płyta, która nie wiem, czy jest bardzo znana, ale jest na pewno warta poznania. Niezależnie od preferencji słuchacza. Płyta ocierająca się o geniusz i spektakularną porażkę. Płyta rozdarta między muzyką, a teatrem. Między dwunastoma ścieżkami na CD, a jedną ścieżką dźwiękową do spektaklu. Płyta rozdarta między brakiem czasu, a tego czasu nadmiarem. Płyta rozdarta między klasyką współczesności, a współczesnością klasyki. Między muzyką popularną, a elitarną. Między zachwytem bez tchu w piersiach, a szeroko ziewającą nudą. Między autentycznością do szpiku kości, a udawaniem bez zmrużenia oka. Jedno w niej jest natomiast bezdyskusyjne i jednowymiarowe: maestria i perfekcja realizacji.

A przy okazji to jest dobra płyta.

Bartek Wąsik to pianista, aranżer, współzałożyciel i członek kwartetu fortepianowo-perkusyjnego Kwadrofonik oraz duetu fortepianowego Lutosławski Piano Duo. W 2010 roku wraz z zespołem Kwadrofonik debiutował w najważniejszych salach świata: Filharmonii Berlińskiej i Carnegie Hall, grając m.in. własne opracowania utworów Chopina. Recenzja na łamach Chicago Herald’s Tribune określiła ich wykonanie Preludium e-moll Chopina jako „absolutnie genialne”, a sam zespół jako jedno z najciekawszych zjawisk muzycznych. Jest laureat nagród międzynarodowych konkursów, m.in. prestiżowego Konkursu Europejskiej Unii Radiowej za innowacyjność́ w muzyce folkowej.

Sposób w jaki na nowo zaaranżował wszystkie dobrze znane piosenki na płycie “Nowa Warszawa” robi piorunujące wrażenie lub zwyczajnie usypia. Uprzedzam lojalnie: utwory trwają po 7 minut i są często prowadzone w tempie ujemnym, znaczy się mniejszym od zera. Co zapewne nie ma znaczenia kiedy siedzi się na widowni teatru lub filharmonii, ale na tej płycie męczy. Ale też może robić piorunujące wrażenie. Moim zdaniem to tak działa jeśli pierwowzorem są utwory z szeroko pojętej pop-kultury, która jak wiemy nie dba o przestrzeganie złotych zasad rzemiosła: Bowie/Eno, T-Love/Staszczyk, Bajm/Kozidrak, Niemen/Gaszyński nawet Matuszkiewicz/Młynarski.

Natomiast jeśli aranżowane przez niego utwory to perełki kompozycji muzyki popularnej, czyli coś czego się już dziś nie spotyka i aby to doświadczyć sięgamy do ewergreenów dwudziestolecia międzywojennego lub powojennych dzieł Szpilmana, Tuwima, Gałczyńskiego, Własta, Karasińskiego to mu ewidentnie nie wyszło. Nie umiał ani tego spektakularnie zepsuć, aż do osiągnięcia nowej jakości, ani nadać nowego, innego, spektakularnego i lepszego wymiaru.

Mistrzowie się nie dali poprawić i pokazali swoją wyższość.

O Royal String Quartet mogę napisać tylko tyle: waga ciężka superstar. Każda nuta oddaje dokładnie tę emocję, którą ma przekazywać. Kiedy trzeba jest za głośna, kiedy trzeba za cicha.

O Stanisławie Celińskiej natomiast napiszę samo dobro, bo moim zdaniem osiągnęła szklany sufit ekspresji przy swoich, oczywiście świetnych, warunkach głosowych. Niemniej Freddie Mercury, czy Czesław Niemen był tylko jeden. Czasem więc czuję, że w jakimś momencie przydałoby się wydrzeć japę jak ci geniusze śpiewu, ale że wielu się ośmieszyło w takich próbach, to jednak lepiej nie próbować. Na tym polega dojrzałość artysty, że wie czego może, a czego nie powinien. Interpretacyjnie moim zdaniem czasem za dużo teatru, ale to kwestia moim zdaniem reżysera, czyli w tym wypadku aranżera. No i zapewne całości doświadczeń artystycznych pani Stanisławy.

Moim zdaniem dwie rzeczy kuleją na płycie. Pierwsza to dobór piosenek. Och, jak chciałbym posłuchać aranżacji Bartka Wąsika piosenki z tekstem: “…więc chodź zaprowadzę cię na Żytnią, dają tam dobre tanie piwo, ja wpatrzony w ciebie, ty oparta o stolik, a dookoła patologia Woli..”. Dobór piosenek zbyt klasycyzujący, zbyt oczywisty, zbyt teatralny. Zabrakło jakiegoś dobrego, jak to się mówi w branży, riserczu.

Druga to zbytnia rozciągłość. Och, jaki by z tego był maxi singiel: utwory 1, 2, 3, 10, 11! Nawet jeśli 11 moim zdaniem odstaje od reszty. Lub też gdyby popędzić aranżacje, by utwory nie trwały 7 minut, kiedy idealny ich czas jest dużo krótszy. Lepiej odbiorcę zostawić w nienasyceniu, niż w przesycie. It’s all too much — śpiewali The Beatles.

Niemniej. Za minimalizm aranżacji w stylu Philipa Glassa i Steve’a Reicha, za melodykę, emocje i smutek Góreckiego, za pomysł, serce oraz za wszystko, co wyżej napisałem cenię sobie bardzo tę płytę. Pomimo moich ambiwalentnych czasem reakcji.

Ale jak spaść to z wysokiego konia — mówią. Autorzy i wykonawcy „Nowej Warszawy” poprzeczkę postawili sobie bardzo wysoko. I częściowo tę próbę zaliczyli. Co to znaczy częściowo? No właśnie tym się różni sztuka od sportu, że w sztuce takie rzeczy są możliwe.

nowa warszawa
Stanisława Celińska
, Bartek Wąsik, Royal String Quartet “Nowa Warszawa” (4/5)

 

p.s. aktualizacja: poznajcie najbardziej komplementarny dotychczas zbiór Warszawy w piosenkach

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *