O THE BLUESTARS? ALEŻ WODZU, CO WÓDZ…

O THE BLUESTARS? ALEŻ WODZU, CO WÓDZ…

Chwila autorefleksji przywiodła mnie do stwierdzenia, że Czytelnikom Najdroższym wydawać się muszę ekstrawaganckim nudziarzem. Poświęcam swój i ich cenny czas na zapoznane zjawiska typu Q65, dobijam się do Kanady po wywiad z nikomu w Polsce nieznanym wokalistą The Ugly Ducklings, odkurzam nie Jamesa, nie Arthura, nie Iana, ale Pete’a Browna. Nie dbam o Najdroższego Czytelnika…  Spływa to po mnie. Znając cudowne nagrania Q65, odczuwam bezgraniczną radość, a także i pełną pobłażania wyższość wobec tych, którzy nie znają. Będę dalej przynudzał, niczym Mały Wódz Wielki Niepokój, co wciąż opowiadał dowcip o Gąsce Balbince („ależ wodzu, co wódz…” – i kto tym razem znów  nie wie, o czym mowa?).

Zatem otwieram 357943257 Naradę wodzów mniejszych i starszyzny plemiennej. Dzisiaj będę okropny, opowiem wam o The Bluestars. Gdzieś koło pół wieku temu, na antypodach, nagrali bodajże 11 piosenek. W tym jedną niezwykłą. Dlatego  zasłużyli na wywiad. O Auckland, pierwszej punkowej piosence, buntowaniu się w 1966 i prowadzeniu własnego klubu muzycznego.

Ale najpierw posłuchajcie:


ELVIS: Podobno inspirowaliście się The Shadows, póki nie usłyszeliście Beatlesów…

JOHN HARRIS (gitarzysta, kompozytor „SEP”, pierwszy z prawej): Nauczyliśmy się wielu kawałków The Shadows, i nawet próbowaliśmy kopiować ich słynne kroczki. Nazwa The Blue Stars pochodzi od tytułu ich numeru – „Blue Star”. Potem pojawili się Beatlesi i wszystko się zmieniło. Ale wpływ na nas mieli też Stonesi, Kinks, Animals i wczesne rzeczy z Tamla Motown. Graliśmy masę coverów w różnych stylach – Toma Jonesa, Wilsona Picketta, The Who, Small Faces, Paula Jonesa, Kinksów, Manfreda Manna i oczywiście mnóstwo Beatlesów i Stonesów.

Wydaliście tylko (popraw mnie, jeśli się mylę) trzy single: „Please be a little kind”/ „I can take it” dla wytwórni Decca, „Social End Product”/ „I’m Over Here” i „I’m A Little Man”/ „Sherlock Sweet” dla Allied International. Podejrzewam, że mieliście dość materiału, by nagrać album. Trudno było tego dokonać w Auckland w roku 1965?

Tak, choć nagraliśmy jeszcze kilka piosenek, które nie zostały wydane. Mieliśmy sporo swojego materiału i graliśmy go na koncertach. Ale wtedy wszyscy chcieli, by grać do tańca covery. Więc je graliśmy. Trochę zazdroszczę współczesnym nowozelandzkim kapelom publiczności, wsparcia (również finansowego) i uznania. Obecnie zespoły są brane serio…


Co nie spodobało się ludziom z Dekki w kawałkach na drugi singiel?

Chyba nigdy nam nie powiedzieli. Chodziło pewnie o „It’s the end” – moją balladę, która zresztą dotąd mi się podoba. Nie była jednak zaaranżowana tak, by podbić listy.
I napisałeś „Social End Product” jako odpowiedź na decyzję Dekki? Czy był inny powód?

W lipcu 1966 napisałem w moim notatniku (wciąż go mam!), że pretekstem do napisania tej piosenki była inna sytuacja. Kiedyś wziąłem moją dziewczynę na ręce i przeniosłem przez  Queen Street. I wiesz co? Była zirytowana, tak nie wypadało… Ale oczywiście wiele buntowniczych myśli chodziło mi po głowie. Byłem angry young man..

Ludzie mówią, że „Social End Product” to 100% punk rock. Nie tylko garażowe brzmienie, ale także ostry tekst. Czułeś, że robicie coś nowatorskiego?

Hmm… Byłem dumny z piosenki. Publiczności się podobała. Odpowiadała mojemu buntowi. Ale szczerze mówiąc – było wiele czadowych, dzikich kapel, choćby The Pretty Things…) Jednak na pewno więcej śpiewało się o miłości niż o polityce. Fajnie, że to dziś wciąż ludzi porusza. Szkoda, że Johnny Rotten albo Sid Vicious nie nagrali covera J

Niewstawanie do hymnu („I don’t stand for the >>Queen<<”) to była twoja postawa, całego zespołu czy w ogóle nowozelandzkiej młodzieży? Czy hymn brytyjski był dla was symbolem starego świata?

W tamtych czasach „God save the Queen” grano przed seansami filmowymi I prawie każdy w kinie wstawał. Ja nigdy. Wiele razy usłyszałem wyzwiska z tego powodu. Nowa Zelandia była bardzo probrytyjska. Ale do wielu młodych nie trafiało, jakie znaczenie może mieć brytyjska królowa.
Miałeś kiedyś problem ze śpiewaniem takiego wywrotowego tekstu na koncertach albo graniu kawałka w radio?

Na koncertach było świetnie, ludziom to pasowało! Ale żeby nie zostać odrzuconym przez National Radio, musieliśmy mamrotać tekst. Byli konserwatywni.
A potem otworzyliście własny klub? Opowiesz coś o „Gallows”?

MURRAY SAVIDAN (basista, ten w pasiastym sweterku):
Nie mieliśmy managera, koncerty organizowaliśmy sami. Wynajmowaliśmy lokal, robiliśmy promocję i prowadziliśmy całą imprezę. Zysk był dla nas do podziału. Po jakimś czasie postanowiliśmy robić to w stałym miejscu. Znaleźliśmy lokal nad barem hamburgerowym na  Remuera Road. Dogadaliśmy się z Fredem, właścicielem baru. Pomalowaliśmy, zrobiliśmy sami oświetlenie i scenę. Nazwaliśmy miejsce Gallows (Szubienica) (w oryginale: We called it the Gallows, a great place to hang out). Zaproponowaliśmy Fredowi wprowadzenie do menu Hang-burgera. I wystartowaliśmy, chociaż nie mieliśmy pozwolenia. Więc graliśmy przy zamkniętych oknach i cicho, otwierając tylko w przerwach. Każdy inny zespół musiał robić to samo. Oczywiście nieuniknione nastąpiło – The Mockers zostawili okna otwarte. Sąsiedzi z Remuera wezwali policję. Biedny Fred wylądował w sądzie. Dostał grzywnę w wysokości jednego funta i nakaz zamknięcia lokalu.

Jaki był koniec kapeli?

Najpierw odszedł nasz wokalista Rick, potem Murray. Byliśmy tak blisko ze sobą, że nie mieliśmy ochoty montować nowej grupy z nowymi ludźmi. Ożeniłem się, zacząłem pracę jako dziennikarz. A Jim wyjechał do Australii.
Obserwujesz muzyczną scenę Nowej Zelandii? Poleciłbyś coś?

Niekoniecznie, wiesz, mam 65 lat i słucham zespołów middle-of-the-road: Crowded House/Split Enz, Dave Dobbyn, Don McGlashan.

A grywasz na gitarze?

Zgadnij! Kupiłem znowu Fendera Stratocastera. I akustycznego Martina. Ale gram tylko prywatnie. Czasem komponuję. Największymi fanami są moje wnuki. Może następne pokolenie młodych gniewnych?

„Social End Product”, 1966

I carry my girl through the mean city streets
I change my mind with every week
I don’t stand for the queen
and I ask what does tradition mean

I’ve been labelled as an angry young man
Because I don’t fit into the master plan
Under society’s microscope
I look funny but it’s no joke

I’m a social end product so don’t blame me
I’m a social end product of society
It’s not my fault that I don’t belong
It’s the world around me that’s gone all wrong

How did you expect me to turn out?
Did you want me just a little boy scout?
Before you start to criticize me
Take a look and you will see
See see see

I’m a social end product so don’t blame me
I’m a social end product of society
It’s not my fault that I don’t belong
It’s the world around me that’s gone all wrong

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *