Za PRL-u to było tak, że program w telewizorze to jeden działał. Był jeszcze niby ten drugi, ale to parę godzin tylko nadawali i gadanie głównie jakieś. No i w tym jednym programie, to czasem pokazywali, jak reporter z kamerą łaził po hali produkcyjnej, albo po ulicy (zazwyczaj przy Rotundzie) i pytał ludzi pracy: Co Wy byście ludzie pracy chcieli w telewizorze zobaczyć? I jakiś przodownik albo zwykły człowiek po pracy mówił wtedy: „Ja to bym panią Jarocką chciał zobaczyć, bo lubię jak śpiewa”. I nagle łup! Pokazują studio telewizyjne, scena, publiczność, ten przodownik siedzi w pierwszym rzędzie, srebrnymi zębami pobłyskuje (to nawet w czarno białym telewizorze było widać – te zęby srebrne), no a na scenie pani Jarocka. Cud! Ja najbardziej zapamiętałem, jak jakaś pani w czapie wielkiej – miłośniczka grozy – powiedziała, że ona by najlepiej chciała, żeby w naszej telewizji więcej „hor-horów” pokazywać! Nie pokazali niestety potem, jak tą panią Drakula kąsa, ale wesoło było… zdaje się, że Jarocka potem śpiewała, zresztą ten poprzedni pan lubił, jak ona śpiewa.
Pomyślałem sobie, po wielu wielu latach, czemu właściwie nie posadzono tej pani od „hor-horów” w studio TVP i nie wykonano adekwatnej do zapotrzebowania – makabrycznej pieśni. Przecież istniały takowe. Pogmerałem w zakamarkach pamięci, przeszukałem YouTube i znalazłem to, co mogłoby pani tamtej mile popieścić uszka. Pani siada a my organizujemy koncert.
Na początek, jak zwykle nieocenieni Starsi Panowie i trochę mniej znana pieśń grozy ich autorstwa. Kiedyś duet ten napisał „Upiornego Twista”, którego wykonywał Wiesław Gołas, czyli Tomasz Czereśniak z Czterech Pancernych. Ale tą piosenkę zapewne wszyscy znają, bo często gości ona w różnych programach wspomnieniowych i ku czci. Song o dziewicy Anastazji, który wybrałem, okraszony niesamowitymi onomatopejami, śpiewa Barbara Kraftówna, czyli Honorata, narzeczona Gustlika. Czołem załoga! Najpierw krótkie wprowadzenie, potem piosenka. Przejmujące!
Pamiętacie obywatela z teczką, który prosił o suchy chleb dla konia w serialu „Wojna Domowa”? To aktor Jarema Stępowski. Popełnił on swego czasu płyty z piosenkami stylizowanymi na warszawski folklor. Te piosenki były straszne, choć nie tak jak te, które wykonuje współcześnie na przykład zespół Kombii. Jedna z nich, to ballada „O jednej Wiśniewskiej”. Nie ma ona nic wspólnego z Jankiem Wiśniewskim, który padł. Nie ma też nic wspólnego z zombie, który współtworzy ansambl Ich Troje. Niestety, nie posiada ona ruchomego obrazka. Trzeba zamknąć oczy i w wyobraźni podążać za historią. Masakra!
Maciej Zembaty – mistrz bardzo czarnego humoru. Pan Zembaty i jego twórczość tworzą absolutną całość – nie trzeba charakteryzacji i czarnych płaszczy. Jak wygląda, tak śpiewa. I niech nikogo nie zwiedzie to, że jest on w dużym stopniu odpowiedzialny za popularność Leonarda Cohena w naszym kraju. Osobiście wolę jak śpiewa o prosektoriach, smrodzie onuc i samobójstwie Maruśki – nie tej z Pancernych w każdym razie. Oto jego prawdziwe ego. Upiór wygląda tak! Nawet teledysk niepotrzebny…
Eeeeeh, łezka się w oku zakręciła! Dziękuję pięknie za ten tekst.
A pan Zembaty niestety już nie śpiewa…
Żal pana Macieja. Może poświęcę mu kiedyś jakiś oddzielny tekst.