Pete The Poet

Pete The Poet

Do Piotrka Poety przylgnęła opinia, że nie umie śpiewać. Teksty pisze dobre (bo kogo nie przechodzi dreszcz, kiedy Jack Bruce nuci: „I’ll wait in this place where the shadows run from themselves…”? – a to przecież Piotrkowy wiersz), ale słabo je śpiewa. Dla wokalisty zespołu rockowego z artystycznymi ambicjami to może być pewien problem. Tym bardziej że Piotrek do swojej ułomności się chętnie przyznawał. Jak również do faktu, że nie za dobrze gra na trąbce. Podobno utworzył The Battered Ornaments dlatego, iż zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie muzycznie dogonić swoich partnerów z The First Real Poetry Band. No fakt, grał tam niejaki McLaughlin… Piotrek dobrał więc ekipę sesyjnych grajków, z którą mógł (jak mniemał) wyśpiewywać swoje surrealistyczne poezje bez muzycznego stresu. Nagrał z nimi bardzo dobrą płytę – A Meal You Can Shake Hands with in the Dark” (1969) – i zaczął nagrywać drugą. Wtedy chłopaki uznali, że faktycznie nie umie grać, śpiewać, za to oni robią to bosko i niedościgle. Gitarzysta Chris Spedding  tak to opisał: “He was in the band when we recorded the backing tracks. And then he started doing the vocals. The vocals were so bad, so terrible. So we fired him” (www.chrisspedding.com). W przeddzień najważniejszego dla grupy koncertu, przed Stonesami w Hyde Parku (tak, to ten słynny koncert dla Briana, z motylami), koledzy poinformowali Piotrusia, że nie gra on już w swoim własnym zespole. Z drugiej płyty wykasowali nagrane już wokale i za śpiewanie wziął się Spedding (zaznaczając tyleż bezczelnie, co głupio: „Nobody else in the band sings. So I sang. And it’s in the wrong key for me, too high for me”). Sprawiedliwą jednak za swój czyn ponieśli karę, bo płyta „Mantle-Piece”, nudna jak flaki z olejem i bezpłciowo zaśpiewana, przepadła, a wraz z nią The Battered Ornaments. Piotrek naówczas nagrywał już ze swoim nowym projektem – Piblokto! Płyta „Things May Come and Things May Go but the Art School Dance Goes on Forever” (1970) jest jednym z jaśniejszych punktów jego muzycznych poszukiwań. A rok wcześniej John McLaughlin nagrał swój słynny debiut „Extrapolation” i umieścił tam kawałek „Pete The Poet” – w hołdzie Piotrkowi, który umiał pisać, a nie umiał śpiewać. Chociaż ja będę się upierał, że świetnie robił jedno i drugie i bezwzględnie warto sięgnąć po jego muzykę. A na marginesie – wiecie, że wieść gminna niesie, iż McLaughlin wyleciał z Graham Bond Organization, bo nie trzymał rytmu?

John McLaughlin

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *