Pianohooligan Experiment: Penderecki

Pianohooligan Experiment: Penderecki

Experiment: Penderecki to zdecydowanie i ponad wszelką wątpliwość polska płyta ubiegłego roku. Dawno już nie miałem przyjemności obcować z czymś równie dobrym. Śmiem twierdzić, że Pianohooligan (Piotr Orzechowski) jest talentem klasy światowej. Bez naciągania i przesady. Niesamowita technika, polot, wyobraźnia… Gdyby był futbolistą grałby w Barcelonie, Manchesterze, czy innym wielkim klubie. W pierwszym składzie oczywiście. Jest jednak pianistą…

Jakiego wyzwania podjął się Orzechowski, nietrudno się domyślić – postanowił przełożyć na język fortepianu utwory (najczęściej orkiestrowe) jednego z najbardziej znanych polskich kompozytorów. Na język fortepianu i własny.

Nie będę nawet próbował udawać jakiegoś eksperta od Pendereckiego. W gruncie rzeczy zawsze bałem się jego muzyki. I nawet jeśli docierały do mnie czasem z tamtej strony jakieś dźwięki, odbijałem je niczym ściana.

Płyta Pianohooligana zaintrygowała mnie jednak od pierwszych nut. Od razu uprzedzę – to nie jest żaden „Penderecki w wersji light”, czy „Penderecki dla ubogich”. Siła tego albumu polega na tym , że choć  mocno zakorzeniony w sonorystycznej twórczości mistrza, pozostaje w pełni autonomiczny. Orzechowski potrafi fenomenalnie, przy pomocy jednego instrumentu oddać charakter i siłę orkiestrowych utworów (np. w Polymorphii wykorzystanej w ścieżce dźwiękowej „Lśnienia” Kubricka). Coś zupełnie przeciwnego dzieje się z wykonaniem pierwotnie patetycznej i elegijnej Lacrimosy, z której młody pianista czyni utwór wręcz frywolny.

Jednym z moich ulubionych fragmentów albumu jest zamykający go cykl wariacji sonorystycznych spiętych w klamrę dwoma wersjami quasibarokowej Arii, jednego z Trzech utworów w dawnym stylu, skomponowanych do filmu „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Całość zagrana na pianinie Rhodesa, instrumencie którego brzmienie uwielbiam. Urzekające.

Wartością dodaną eksperymentu Orzechowskiego jest dla mnie fakt, że dzięki niemu twórczość Pendereckiego wciągnęła mnie na dobre. Tę muzykę po prostu warto (nie lubię słowa „trzeba”) znać. Niejako przy okazji, przeczesując YT zauważyłem, że utwory polskiego kompozytora są chyba częściej komentowane i doceniane przez obcokrajowców, niż przez rodaków. Ciekawe na ile płyta Pianohooligana będzie w stanie to zmienić…

Pianohooligan Experiment: Penderecki (5/5)

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *