SEARCHING FOR SUGARMAN

SEARCHING FOR SUGARMAN

O wiele wcześniej niż ten tekst powstał, bo chyba wiosną ubiegłego roku, posłuchałem muzyki z „Searching For Sugarman”. To wybor z dwóch płyt (a ściślej z dwóch wydanych i trzeciej niewydanej) Sixto Rodrigueza, znanego dziś powszechnie, choć niezasłużenie, jako „Sugarman”, czyli facet, co handluje białym proszkiem. Cudowny zestaw dylanowatych folkowych numerów, świetny ciepły głos, kilka fajnych pomysłów aranżacyjnych, czasem smyki, czasem dęciaki, sporo mocnych protestsongowych wersów – rzeczywiście od razu pojawia się pytanie: jak świat mógł to przegapić? A przynajmniej ta większa i normalniejsza połowa świata, bo muzyka Rodrigueza była popularna w krajach, gdzie się chodzi do góry nogami: w RPA, Australii i Nowej Zelandii. Ale ta zagadkowa popularność nie przekroczyła równika. Czemu?

Po obejrzeniu filmu nie byłem wiele bliżej odpowiedzi na to pytanie. Szwedzki reżyser Malik Bendjelloul skupił się na opowiedzeniu samej niewiarygodnej historii. Przypomnijmy: folkowy pieśniarz nagrywa dla Sussex płyty „Cold Fact” (1970) i „Coming From Reality” (1971). Mimo zadowalających wyników nagrań i entuzjazmu producentów albumy robią komercyjną klapę i Rodriguez znika ze sceny muzycznej. Dziwnym trafem płyta „Cold Fact” trafia do RPA, w czasie największego nasilenia polityki apartheidu, i zdobywa tam niespodziewaną popularność, zwłaszcza w środowisku liberalnych Afrykanerów. Reedycja albumu sprzedaje się na południowoamerykańskim rynku w setkach tysięcy egzemplarzy,  ale postać muzyka pozostaje owiana tajemnicą. Wtedy do akcji wkraczają detektywi-amatorzy, zakochani w muzyce Rodrigueza. Odnajdują dystrybutorów, producentów i w końcu samego Sixto. Finał, mający miejsce w 1998 roku jest równie niesamowity – Sugarman daje koncert dla 15-tysięcznej widowni w Kapsztadzie.

Konwencja filmu to klasyczny dokument z gadającymi głowami, wzbogacony o zdjęcia dokumentalne RPA lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, krótkie fragmenty fabularne ilustrujące opowieść świadków i nawet fragmenty animowane. Trochę to miszmaszowate i niekoniecznie artystycznie spójne, ale – jak mówię – tutaj historia jest najważniejsza i to głównie ona zasłużyła na Oscara. Choć Malik Bendjelloul na pewno sprawnie ją opowiada i poszukiwanie Sixto budzi emocje, tak jak i sam wywiad z nim (choć moim ulubionym fragmentem jest krótka rozmowa z Clarence’em Avantem, wydawcą Rodrigueza w USA).

CT  CT SugarMan06.JPG

Bendjelloul (z tyłu) i Rodriguez

Nie ma jednak tak niesamowitej opowieści, której nie dałoby się uniesamowicić, dlatego w filmie parę istotnych szczegółów pominięto. Nie mówi się o tym, że Rodriguez był znany również w Australii, co więcej, tamtejsi promotorzy namierzyli go wcześniej i Sugarman pojawił tam się jako opening act przed Midnight Oil na kilku koncertach w 1981 r. Wspomnienie o człowieku wynurzającym się z mgły (wraz z ilustracją fabularną w klimacie Sherlocka Holmesa) i spotykającym się na rogach ulic też jakoś nie pasuje do postaci udzielającej wywiadów. Tym bardziej, że Sixto nie był w 1971 r. człowiekiem znikąd – w 1967 nagrał dla Buddah Records singla „I’ll Sleep Away”. Wybielenie południowoafrykańskich wydawców kosztem Avanta to też tylko słowo przeciwko słowu (choć przezabawna sytuacja z Clarence’em pokazuje, że coś na rzeczy jest). Poza tym społeczna rola muzyki Rodrigueza w czasach apartheidu w tak pięknych opowiedziana słowach… – no ale tu o weryfikację trudno, kwestia subiektywnych odczuć uczestników wydarzeń. W każdym razie stwierdzono w filmie pierwiastki oscarowe (a w ogóle jak można dawać Oscara za dokument, nie jest to jakoś sprzeczne wewnętrznie?).

Co do niewytłumaczalnej klapy albumów Rodrigueza w USA, to w filmie padają dwie hipotezy: meksykańskie pochodzenie muzyka i słabe wsparcie promocyjne. Patrząc jednak na daty wydania „Cold Fact” i „Coming From Reality”, można dodać do tego hipotezy mniej spiskowe (choć nie twierdzę, że te filmowe są niesłuszne). Muzyka Sixto jest mocno inspirowana Dylanem i to Dylanem z czasów „Blowin’ In The Wind” czy „Like A Rolling Stone”. Społeczne i równościowe zacięcie w 1971 r. było nieco przebrzmiałe już, podobnie jak i sam wizerunek samotnego wędrowca z gitarą. Rodriguez był ciut „out of time”, co dla dzisiejszego odbioru samych piosenek nie ma znaczenia, ale wówczas mogło mieć kluczowe. Pamiętajmy, że jeszcze na początku lat siedemdziesiątych rok w muzyce pop to była przepaść – produkcyjna, kompozytorska, liryczna. A z kolei RPA ze względu na swą polityczną izolację była wydawniczą prowincją, co sukces płycie „Cold Fact” ułatwiło.

Mimo tej listy zastrzeżeń film i muzyka mają jedną, nie najmniejszą zaletę. Mianowicie są doskonałe do oglądania i słuchania.

Searching For Sugarman, film (4.5/5)

Searching For Sugarman, soundtrack (4.5/5)

PS. Polskie tłumaczenie piosenek w filmie, zwłaszcza tytułowej, może być źródłem niezłego ubawu…

No Responses to “SEARCHING FOR SUGARMAN”

Trackbacks/Pingbacks

  1. O krok od sławy | - […] krok od sławy” trochę przypomina słynny obraz „Sugar Man„, w którym poznaliśmy leciutko naciąganą historię zapomnianego wykonawcy. Tym razem […]

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *