Kiedyś jeden z moich uniwersyteckich wykładowców prowadził konwersatorium, na którym omawiano największe dzieła literatury światowej. Studenci przygotowywali zagajenia, a wykładowca sugerował, aby były ciekawe, czyli „możecie Państwo na przykład obrazić jednego z bohaterów”. Ot, Greka Zorbę albo Józefa K. Więc jako zagajenie chciałbym obrazić SERPOLA.
Zaznaczę, że nie jestem pierwszy. Otóż gdzieś w sieci krąży wywiad, w którym John Lydon stwierdza, że Paul McCartney ryczy niczym osioł; „like an old donkey”, tak powiedział.
W każdym razie moja córka, oglądając kontratakujące klopsiki (na marginesie: interesująca fabuła, w której pozytywny bohater przypadkiem ożywia gigantyczne hamburgery, a czarny charakter chce zabić sardynkożerne ogórki), zauważyła, że „ta piosenka brzmi jak Beatlesi”. No i faktycznie, bo przewodnim songiem sagi o serowych pająkach jest singiel „New”.
Paul McCartney ciągle brzmi jak Beatlesi albo – co gorsza – jak The Wings. Nihil novi. Ulubionym rytmem jest ten z cudownego skądinąd „Your Mother Sould Know”. A jednak zadajcie sobie pytanie, czy płyt Paula słucha obecnie jakikolwiek artysta powołujący się na beatlesowską inspirację? Czy mamy do czynienia ze wspaniałym anachronizmem typu AC/DC czy tylko ze zwykłym anachronizmem? A może po prostu niesłusznie wymagam od niemłodego Paula więcej niż od AC/DC?
I – jako że jest to z założenia wstęp do recenzji – nie mam zamiaru odwoływać się do piosenek i podawać przykładów. Jestem święcie przekonany, że kolegów te obelgi dźgną ciut i sami tę żmudną pracę odwalą. Hę, Panowie?
Czy od Hendrixa, gdyby nadal żył, byśmy wymagali co kilka lat wymyślania nowych sposobów grania na gitarze? SerPol wynalazł (wraz z kumplem oczywiście) patent na pisanie piosenek i nadal z niego korzysta. To źle? Lepiej mu to wychodzi, niż różnej maści britpopowcom. Porównanie z AC/DC nie do końca tu pasuje – oni wynaleźli tylko jedną piosenkę. Może utwory Paula nie mają już dawnej mocy, ale dobrze żyć w czasach, kiedy nadal ukazują się beatlesowskie płyty.
Zdanie lidera boysbandu Sex Pistols nie ma tu znaczenia, kto to do cholery jest ten Lydon? To ten gość z Big Brothera?
Czekamy na entuzjastyczną recenzję płyty napisaną przez Totema. Ja się mogę zająć okładką i teledyskiem 😉
Totem, to była tylko zwykła podła internetowa prowokacja 🙂
Czyli cel osiągnięty. Sprowokowany dał się sprowokować, wszyscy się z niego śmieją … Damy radę, a jak nie damy, to myk do mamy i w płacz 🙁
Podła, bo nie miałeś wyjścia, nie mogłeś Sir Paula nie bronić, na tyle Cię znam.
Ale serio – jak widzisz NEW?
Jak widzę New? Jak śpiewał inny donkey (wielce szacowny Donkey) „Every day for us something new”:) W tym jednak przypadku to New jest new tylko jako album, bo już nie jako pomysł.
W zasadzie jednak odpowiem inną recenzją. Ostatnio przesłuchałem „13” Black Sabbath. I argument, że „ja to już gdzieś, kiedyś słyszałem” (tak słyszałem, w zasadzie przez całą fantastyczną dyskografię Black Sabbath) zupełnie mnie nie przekonuje. Przeciwnie, cieszę się, że prawdopodobnie ostatnia płyta Black Sabbath jest tak dobra, mocna i czerpie z najlepszych własnych patentów Ozzy’ego i spółki.
Wracając jednak do New. Cóż, jest to klasyczne nawiązanie do bitelsów, czego absolutnie nie można Paulowi zarzucić. Nie uważam tej płyty za kamień milowy w dziejach rock’ n roll’a, ale za jedno „SerPola” należy podziwiać. To miłość do muzyki. Bo mając tyle lat, tyle pieniędzy i w dodatku będąc Serem, muzykę można robić wyłącznie z miłości i dla przyjemności;)
Płyta na 3,5 gwiazdki:)
Kolega Lwu napisał właściwie wszystko, co ja mogłem napisać 🙂