Suicide

Suicide

 

Chwila.

Bo to nie tak, że wiesz, ja otworzę, a ty wejdziesz. Chcesz to się przebijaj. „Kocham cię.” Przynajmniej teraz. Myślę o tym, co powiesz gdybym przejechał ci tym przed oczami. Jak długo będziesz na to patrzeć? Będziesz miała za złe, jeśli draśnie ci skórę? Jeśli zrobię się nagle trochę niemiły, a może tylko lekko zmrożony?

To takie inspirujące. Mam tak niedobry gust, lubię złe żarcie i proste poniechania. Znam własne zakresy i z tego korzystam.

*

Teraz sobie śpisz, a ja tylko coś w rodzaju… W imię mojej obojętności, która jest tylko na pokaz. Jest tak gorąco, że muszę być brutalny. Wiem, że tego nie lubisz, ja też. Zatańczylibyśmy raz, a potem będzie się działo, co chce.

Masz bardzo udane policzki, jesteś kandydatką na nowe miasto. Moje zimne centrum, w którym przewodzę. W którym poprzewodzimy. Jeśli się przebijesz.

 *

Meble wiedzą całą prawdę, ale kazałem im stulić pysk. Posypałem je takim proszkiem; do kupienia w sklepie. Przypadkowo. To tylko rzeczy, tylko tyle.

Wiem, że to lubisz. To są bardzo gęste firanki, a to jest bardzo nieczytelna przestrzeń.

 *

Pakuję sobie grzebień na łeb. Zajeżdżam przez chwilę, przygotowuję się na twoje przyjście. Mam taki dobry gust, że aż miło go nie użyć, następnym razem będzie kumulacja.

 *

Świat jest taki choinkowo-świecidełkowy. Taki ładny, w potocznym rozumieniu. Wieczorem mam zgrabne myśli, obracam się tylko zgodnie ze wskazówką. Czekam na coś. Czekam na ciebie. Rzucam się trochę. Zastanawiam się nad tym, co dalej z nami. Co dalej z nami? Kiedy się zaczniemy? Kochałem cię, przynajmniej przedtem, ale przyszedł Frankie…

On jest taki prawdziwy, on kwestionuje nasze koci-łapci. Boję się, że ma rację. Boję się, że rytm jest silniejszy po niektórych stronach. Tych, gdzie się nie znajdziemy. Lubię to, do pewnego stopnia, ale ten jest już za wysoki. Zatańczylibyśmy, a potem moglibyśmy się zabić. Posypać trochę ścianę.

 *

Przeciągam ręką po twarzy. Wyczuwam magnetyczne pole, którego nie umiem zinterpretować. Nie miej mi tego za złe, to tylko coś w rodzaju rock’n rolla, tylko życie.

Trochę.

 *

Podłogi zachodzą jedna na drugą. Wióry bez polewy, dużo migotania. Beton za oknem jest taki zgrabny. Proszek po podłodze. Śpij sobie, jestem prawie obojętny. Patrzę.

 *

Znów cię potrzebuję, więcej wyrazistości, mniej drgań. Albo mniej wyrazistości, więcej drgań. Mniej słów.

 *

Jak zapomnisz – powtórzymy rano, jak tylko znów nauczymy się chodzić.

 

 

Suicide, Suicide, 1977

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *