Nie mam pojęcia, kim jest Wielebny Felix Atagong, założyciel Świętego Kościoła Iggy The Innuit. Choć nieco można się o nim dowiedzieć tutaj: http://www.myspace.com/atagong. Uszanujmy jednak jego prywatność, jak on uszanował prywatność Iggy. Bo i nie w tym rzecz, kim Wielebny naprawdę jest, lecz dokąd prowadzi swój Kościół.
Trochę rozjaśnijmy teraz. Może z rok temu natrafiłem, dryfując swobodnie po sieci pod ogólnym hasłem „Syd Barret”, na ten artykuł.
Traktuje on o Iggy The Eskimo, dziewczynie z okładki „The Madcap Laughs”, pierwszej solowej płyty Syda. Modelce, która w sesji wzięła udział całkiem przypadkowo. Ot, akurat chodziła nago po kuchni Barreta i robiła kawę. Podobno w ogóle lubiła chodzić nago, takie czasy. Idealnie do nich pasowała, nieznana nikomu z prawdziwego imienia, bez stałego miejsca zamieszkania, tańcząca na ulicach. Pewnego dnia, wraz z końcem kwietnej epoki, Iggy zniknęła, jak się pojawiła – historii pozostało po niej kilka zdjęć i ten urywek filmu Anthony’ego Sterna.
Był wieczór późny, trochę rozklejony historią zniknięcia Iggy i tym, że nie urodziłem się we właściwym czasie i we właściwym miejscu, czytałem ten artykuł. Ale nie tylko nostalgia za bezpowrotnie przepadłą our lovely miała mi towarzyszyć tej nocy. Bowiem kolejny link przeniósł mnie na stronę The Holy Church Of Iggy The Innuit, któremu przewodzi Wielebny Felix Atagong. On to w sposób głęboko szalony i racjonalny podjął śledztwo obejmujące wszystkie szczegóły związane z błyśnięciem Iggy w życiu Syda Barreta – drobiazgowo przeanalizował fotografie, ustalając ich autorstwo i daty, nawiązał kontakty z osobami znającymi Ig i Barreta, bywalcami klubów, w których się bawiła, poświęcił szeroki artykuł farbom, którymi malowała podłogę w mieszkaniu Syda. Zainteresował postacią Iggy prasę. W ciągu półtora roku doprowadził wreszcie do odnalezienia Evelyn, bo tak brzmi jej prawdziwe imię, którego przez ponad 40 lat nikt nie znał. Ale na tym poprzestał – nie dowiemy się od Wielebnego, jak wygląda, gdzie mieszka i jak się nazywa Iggy-Evelyn. Takie jest jej życzenie. A Kościół napomina, by nie robić niczego, czego Iggy by nie zrobiła… Nie przestaje natomiast dalej śledzić historii tych kilku miesięcy roku 1969, a kolejni uczestnicy owych wydarzeń dokładają swoje wspomnienia. Zaginiona mozaika odzyskuje kolory, odnajdują się w niej ci, którzy tam byli, i cieszą się ci, którzy nie mieli szczęścia tam być.
Im wszystkim Wielebny Felix Atagong podarował najpiękniejsze zbliżenie, jakie można sobie wyobrazić. Bezinteresownie, z pasją i tak kompletnie na marginesie zainteresowań ludzkości. Czytajcie zatem, odkrywajcie i chwalcie ze mną Święty Kościół Iggy Eskimoski, i oczywiście, my dear sistren and brethren, don’t do anything that Iggy wouldn’t have done…
Leave a Reply