Wyobraź sobie IMAGINE

Wyobraź sobie IMAGINE

Nie słucham muzyki filmowej. Moje serce nie zaczyna bić szybciej, kiedy przechodzę obok stoiska płytowego z muzyką z filmów. Owszem szanuję ją i podziwiam, ale raczej jako część dzieła filmowego, która oderwana od obrazu jest niezgrabnym, niepełnym i zwodniczym cieniem prawdziwego bytu, jak w jaskini Platona. Owszem mam ze dwie, a może nawet z siedem płyt z dopiskiem original soundtrack, ale najczęściej są to dzieła mocno wyemancypowane od swoich obrazów filmowych; jakieś tam Hair, Jesus Christ Superstar, Pożegnanie z Marią, Step Across The Border, Sondtracks Can, coś tam Zorna, Philipa Glassa, Michaela Nymana, Stańko, Big Time, Natural Born Killers, oj, i chyba muszę się zatrzymać z tym przeszukiwaniem mojej pamięci bez podchodzenia do półki, żeby mi się misterna konstrukcja tego wpisu nie rozsypała, bo jeszcze wyjdzie na to, że podsłuchuję, a nawet słucham muzykę z filmów.

A przecież nie słucham muzyki filmowej!

Co nie znaczy, że nie potrafię obudzony w środku nocy zanucić marsza ze Star Wars, tematu z Rosemary’s Baby albo Knockin’ On Heaven’s Door…

Twierdzę jednak, że z muzyką filmową jest jak ze scenariuszami filmów. Teoretycznie jest to dzieło literackie, ale nijak się ma do pełnokrwistej prozy czy poezji.

A już czytanie scenariuszy filmów, które obejrzałem, bo film mi się podobał, jest całkowicie bezsensu i zdecydowanie wolę taki film po prostu jeszcze raz obejrzeć.

Dlatego kiedy w moim domu wylądowała do zrecenzowania płyta z muzyką Tomasza Gąssowskiego do filmu IMAGINE stanąłem przed trudnym zadaniem. Z jednej strony chciałem bardzo coś o niej napisać, a z drugiej strony nie wolno mi (takie mamy zasady na cogra.pl) wypowiadać się na tematy, na których się nie znam. Szperanie po sieci i pisanie o tym kto coś napisał lub też bezczelne przepisywanie notatek PRowych też nie ma u nas miejsca. Mamy honor i czelność tworzyć jedyne w swoim rodzaju autorskie recenzje: 100% autentyczne, profesjonalne, zawodowe, erudycyjne oraz wyjątkowe. I ten ostatni przymiotnik podsunął mi pomysł.

Filmu jeszcze nie widziałem. Nazywa się IMAGINE. Wyobraź sobie. Postarałem się skrupulatnie omijać wszelkie informacje na jego temat. Prosiłem znajomych, przyjaciół i bliskich, aby mi nic na temat filmu nie mówili. Nie wiem jaka jest akcja, widziałem okładkę, ale nie czytałem nazw pojedynczych utworów. Oczywiście nie udało się mi się do końca zachować absolutnej i czystej niewiedzy na temat filmu IMAGINE, coś tam przeciekło z rzeczywistości do świadomości, ale uwierzcie mi naprawdę niewiele, prawie nic.

Zadanie brzmiało prosto: usiądź, posłuchaj płyty i napisz, co sobie wyobraziłeś podczas jej słuchania. W końcu to muzyka ilustracyjna, która ma pobudzać wyobraźnię oraz jednocześnie podkreślać pewne emocje, a nawet ukierunkowywać widza/słuchacza do osiągnięcia założonego przez reżysera, twórców filmu, stanu. A potem Wy mi napiszecie, czy to mniej więcej zgadza się z tym co w filmie, czy kompletnie się rozjechałem. I sami ocenicie wielkość lub niewielkość tego dzieła. I dacie gwiazdki w komentarzach.

A więc do dzieła!

(Nie wiem, czemu mi takie rzeczy przyszły do głowy, po prostu przyszły, nie wnikajcie i nie oceniajcie, jak mój mózg pracuje, to są po prostu wrażeniowe sploty emocjonalne, przekładające dźwięki na obraz, kompletnie naturalne, nieocenzurowane, szczere, naiwne, dziecięco może głupie, a może dziecięco genialne, to nie ważne, ale bądźcie uważni w komentarzach, gdyż odsłaniam się tu okropnie, choć p.s. nie znajdziecie tu moich ukrytych fantazji erotycznych.)

Pierwszy utwór:
Wyobraziłem sobie Kobietę idącą ulicą jakiegoś włoskiego, południowego miasteczka. Jest gorąco, a ona jest piękna, morderczo i klasycznie piękna. Oglądają się za nią faceci. W płonącym, falującym powietrzu czuć rozbuchaną seksualność. W Kobiecie młodość, szczęście, energię i radość.

Drugi utwór:
Kobieta wchodzi w klasztorny zaułek. Wita ją cisza i chłód romańskiej kaplicy. Szara kolumnada i kamienny korytarz. Pod oknem przemykają się niewidoczne zakonnice. Słychać machanie skrzydłami spłoszonego wejściem Kobiety ptaka. Z jednego okna wypełnionego kolorowym średniowiecznym witrażem do drugiego przelatuje promień słońca.

Trzeci utwór:
Kobieta idzie do spowiedzi. Nic nie słyszymy, tylko widzimy emocje na jej twarzy. Rozmodlony i nierzeczywisty Ksiądz przyjmuje ciężar jej grzechów. I nagle wstaje. Wychodzi z konfesjonału i zaczyna tańczyć z Kobietą. Cały kościół jest parkietem. Tango. Kobiety i Księdza, który był do tej pory ślepy na miłość.

Czwarty utwór:
Mężczyzna idzie ulicą. Idzie sam, ale jest w miejscu, które dobrze zna i w którym bardzo dobrze się czuje. Ulica jest zwyczajna, banalna, ale Mężczyzna nie widzi jej brudów. To jest wyidealizowana ulica, wyidealizowany świat. Mężczyzna wciąż się gdzieś zatrzymuje, na chwilę, czasem na dłużej. Rozmawia z wieloma osobami. A każda z nich opowiada mu jakąś swoją historię. Te historie są różne. Każda jest inna, ale każda ciekawa.

Piąty utwór:
Mężczyzna jest w wielkiej i przepięknej sali z cudownymi szklanymi żyrandolami. To biblioteka. Podobna do New York Public Library. Wychodzi z niej i wsiada do dorożki. Mijają go muszkieterowie króla Ludwika. To chyba Francja. Mężczyzna budzi się ze snu.

Szósty utwór:
Mężczyzna wychodzi na ulicę miasta i wchodzi do parku. Duży i rozległy jak Greenwich Park. Tam leży na trawie jak Wilk z Nu, pogodi! z kwiatem w zębach i przygląda się spod zamkniętych oczu ludziom w parku. A w zasadzie na nich nie patrzy, a raczej ich podsłuchuje. Wielki kolorowy motyl lata mu nad głową i siada na wielkich czarnych okularach słonecznych mężczyzny. Motyl zaczyna gwizdać melodię.

Siódmy utwór:
Kanałem ściekowym płynie woda. Jest mokro, ciemno, przerażająco. Woda dopływa do portu, w którym stoi statek. Jesteśmy we wnętrzu maszynowni. Statek powoli płynie we mgle. Jak piracka karawela. Mija zielonego trupa o przerażającym uśmiechu. Mężczyzna w maszynowni statku nie może się ruszyć. Bezsilność. Niemoc. Statek bardzo łagodnie zanurza się w odmętach oceanu. Tonie. A wtedy zamienia się w łódź podwodną i znika w błękicie oceanu, w świetle słońca widzianego spod wody. A dookoła niej pływają małe stworzenia morskie oraz rybka Nemo.

Ósmy utwór:
Statek wynurza się w Londynie w XIX stuleciu. Mężczyzna wyskakuje ze statku na nadbrzeże i rusza ulicami miasta. Pałac Buckingham. Dorożki. Mnóstwo przechodniów na chodnikach. Sherlock Holmes. Jack the Ripper oraz bohaterki i bohaterowie Opery Żebraczej. Wszyscy. Nagle zaczynają tańczyć. Jak w amerykańskich musicalach.

Dziewiąty utwór:
Mężczyzna bierze do ręki gitarę klasyczną. I wtedy Londyn zamienia się w Lizbonę. Mężczyzna widzi tańczącą z Księdzem Kobietę. Ale nagle się okazuje, że to Mężczyzna jest tym Księdzem. Pojawia się Sting i zaczyna grać. Podchodzi Paco de Lucia i zaczyna grać ze Stingiem. Po chwili przyłącza się ze swoim bandoneonem Astor Piazzola. Wraz z końcem muzyki kościół, w którym tańczą zamienia się w portugalską tawernę.

Dziesiąty utwór:
W tawernie ludzie jedzą. Jedzą, jedzą, jedzą. Mężczyzna i Kobieta próbują zwrócić na siebie uwagę, ale nikt ich nie zauważa. Są kompletnie niewidoczni. A może to właśnie Mężczyzna i Kobieta nie zauważają świata poza sobą? Na talerzach krewetki, ośmiornice, sardynki, dorsze. Wino leje się strumieniami. Nikt nie słyszy Mężczyzny i Kobiety. Choć też nie słychać wcale gwaru ludzkiego, ani mlaskania, ani siorbania. Absolutna cisza.

Jedenasty utwór:
Otwierają się drzwi w tawernie. Do innej rzeczywistości. Ale są dwa korytarze. Mężczyzna idzie jednym. Kobieta idzie drugim. Oboje są jak ślepcy we mgle. Dotykają ścian. Dotykają powietrza. Na ich twarzach osiadają aksamitne płaszcze pajęczynowe. Korytarze mają wspólne zakamarki, ale nasi bohaterowie się wciąż mijają i nigdy nie spotykają. Są zachwyceni dotykiem, fakturą tego, co w korytarzach, tego, z czego są korytarze zrobione. Są wniebowzięci.

Dwunasty utwór:
Na ulicy Ksiądz stoi z katarynką. Przechodnie wrzucają mu drobne. Na ramieniu ma papugę. Spod sutanny wystaje mu drewniany kulas. Kręci korbką katarynki i zaczyna opowiadać historię wielkiej miłości: Ona świata nie widziała poza sobą. On w ogóle nie widział świata. Był niewidomy. Spotkali się i odzyskali wzrok. Ona otworzyła swoje piękne oczy szeroko na świat. On zaczął mieć nadzieję. Do głowy, w myśli, zaczęły mu wchodzić promienie słoneczne, choć wcześniej ich nie widział, gdyż był ślepcem od urodzenia. To dało mu siłę. Po raz pierwszy w życiu na jego ustach zagościł uśmiech. Taki prawdziwy. Nie uśmiech pogodzenia się z losem, tylko uśmiech szczęścia, że jest tak, jak jest.

Trzynasty utwór:
A Ona zaczęła zauważać ludzi. Przestała być niewidoczna. Ktoś ją zawołał. Ona zaczęła powoli iść, sunąć w kierunku tego głosu nie wiadomo skąd. Tak jakby po wielkiej szachownicy. Poruszała się ruchem skoczka szachowego. Ale na jednej nodze jak w grze w klasy. Każdy kwadrat szachownicy to jedna nuta. Świecące i błyskające kwadraty grające. Wyskakujące spod jej stóp kwiaty. Zamieniające kaplicę najpierw w porośniętą zielenią, bluszczem i mchem ruinę, a potem w łąkę z szemrzącym cichutko strumieniem. Elfami latającymi w powietrzu i jednorożcami biegającymi po trawie. Na gałęzi drzewa jest On i cichutko gra na saksofonie. Pojawiają się Beatlesi z Sierżanta Pieprza. Uśmiechają się i znikają zaraz. Pozostaje po nich tylko napis ALL YOU NEED IS LOVE. I spadająca kropla wina.

Czternasty utwór:
Pojawia się właściciel tej łąki, tego ogrodu: Staruszek ZeusBógojciecBuddaMahomet w jednej osobie.

Piętnasty utwór:
I przejeżdża przez śniadanie na trawie tramwaj i zabiera Kobietę i Mężczyznę w lot tramwajem po niebie. Oglądają z góry Ziemię i widzą tam samych siebie, a maszynistą jest Staruszek ZeusBógojciecBuddaMahomet w jednej osobie. Uśmiecha się dobrotliwie do nich. Na tramwaju napis Nur für Zakochanych. A potem napis zamienia się w neon świecący na niebiesko-różowo: Heaven Is Nur für Zakochanych.

Szesnasty utwór:
Neon świeci w wielkim mieście. Może to Nowy Jork Greenwich Village. Jest kafejka. Siedzą Kobieta i Mężczyzna. Nic nie mówią. Nawet kawy nie piją. Nic się nie dzieje. NIC. Słychać dzwon i przejeżdża motocykl. Gdzieś daleko. Coś się kończy. Obraz zaczyna się rozpływać, blaknąć, blednąć i rozbielać się.

Siedemnasty utwór:
Czarno-biały fragment filmu. Kościół. Pogrzeb. Maleńka trumna z napisem Imagine. To wszystko okazuje się tylko teatralną scenografią powoli demontowaną przez technicznych pracowników teatru. A nasza Kobieta i nasz Mężczyzna okazują się być tylko postaciami sztuki scenicznej wynoszonymi do garderoby na zaplecze. To była historia miłości manekina i manekinki.

 

Tomasz Gąssowski Muzyka z filmu IMAGINE
[liczba gwiazdek zależy od Was]

Spis utworów:
01. Pretty Estrangeira
02. Winter
03. Bowl
04. Convento
05. Maestro Potasiński!
06. Viva Matecki!
07. The Ship Song
08. Shoe Shop
09. Flamenco
10. Baldwin’s Time
11. Imagine It
12. Melodrama
13. Blind Watching
14. Gardener
15. Café Do Electrico
16. Perełka
17. Farewell

ps. po Witkacowsku od razu się podpiszę, że podczas pisania recenzji wspomagałem się dwoma kubkami kawy latte i niczym więcej.

One Response to “Wyobraź sobie IMAGINE”

  1. tenpawlak pisze:

    Właśnie się dowiedziałem, że to jest Muzyka Filmowa Roku 2013! Gratulacje!
    http://www.rmfclassic.pl/mocarty-2013

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *