Długo nie pisałem na cogra.pl. Co nie znaczy, że nic mi nie grało. Grało całkiem dużo, tylko sensu pisania zabrakło. Z dość sporego grona przyjaciół, chcących się w jakościowy sposób dzielić swoimi przeżyciami muzycznymi – najpierw zostałem sam, a potem i mi zbrakło sił. Dziś już wiem, że twórcze i jakościowe pisanie o muzyce jest powszechnie niepotrzebne, a ponadto wszyscy znamy tych kilka osób, które robią to świetnie, zawodowo i profesjonalnie. I dobrze, że tak robią. Nigdy nie stawaliśmy z nimi w szranki wiedząc, że są mistrzami, a my tylko amatorami, czytaj: lubiącymi coś robić.
Będąc wciąż w niedoczasie postawiłem sobie pytanie: po co pisać? O nowościach warto pisać, kiedy są nowe, a o starociach nigdy, bo wszystko już zostało napisane. A więc – w moim przypadku, uwzględniając moje możliwości – nie warto.
Wielki żal w sercu pojawił się wraz z myślą o śmierci tej zaczętej 7 lat temu niezależnej inicjatywy non-profit. Chyba nie ma bardziej ewidentnego przykładu, że Money makes the world go around niż historia cogra.pl. Pamiętam ten entuzjazm, oddanie sprawie, poświęcenie czasu wolnego, emocje, plany. Na własnych akumulatorach jechaliśmy kilka lat. Naprawdę długo jak na inicjatywę, która nie była nawet non-profit, gdyż przyjęła najbardziej radykalną formę – non-revenue. Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć. “Samiście sobie winni. Nie umieliście zmonetyzować.” Albo. “Nie przemyśleliście tego. Taka inicjatywa od samego początku była skazana na porażkę biznesową. Oczywiście jako hobby możecie sobie robić, co chcecie i wydawać własne pieniądze na zaspokojenie swoich potrzeb.” Wydawać na utrzymanie serwerów, na programy antyhakerskie, na utrzymanie domeny, wydawać je w postaci własnego czasu spędzanego na pracach w silniku strony oraz na pisaniu.
Moja Żona twierdzi, że jak zaczynam pisać na cogra.pl, to znikam na 3 do 4 godzin. A wcześniej czas poświęcony słuchaniu oraz w moim przypadku długi i intensywny czas wymyślania formy, w której będę chciał coś napisać, aby było to inne od tego, co można znaleźć w sieci. Wychodzi na to, że jeden wpis zajmował mi w przeliczeniu godzin na normalny etat około 2 dni pracy. Rozumiecie więc jak bardzo hojni musieli być piszący na cogra.pl. Niektórzy z nas w związku z tym deklarowali jeden wpis miesięcznie. Inni, tak jak ja, jeden tygodniowo. Całkowita dobrowolność i kibucowa spółdzielczość. A w zamian? GRAmofan pokazywał bardzo entuzjastyczne analizy czytelnictwa. Dziękujemy Wam! To dzięki Wam, dzięki temu, że czytaliście, a zwłaszcza dzięki temu, że komentowaliście – myśmy walczyli o istnienie cogra.pl przez 7 lat. Jednak mimo wszystko, bez konkretnej finansowej inwestycji w marketing, na którą nas nie było stać, nie przekroczyliśmy granicy, za którą non-profit nie oznacza non-revenue.
Co dalej? Żegnamy cogra.pl w dotychczasowym kształcie. Odtąd będzie to platforma dawania upustu mojej chęci podzielenia się swoimi emocjami muzycznymi. Nie deklaruję, że będą to rzeczy nowe, ani że nieznane, ani że będę pisał z jakąś regularnością. Czyli generalnie zbiorę w jedno wszystkie błędy internetowe i będę sobie blogował, tworzył coś w rodzaju dziennika, pamiętnika o tym, co mi gra, tu i teraz.
Oczywiście kwestia formy pisarskiej będzie dla mnie cały czas istotna, więc to pozostanie. No i pozostanę ja – ze swoim mózgiem, swoim gustem, swoim bagażem doświadczeń. Tutaj bardziej muzycznych, niż życiowych. Pozostanę. A potem przepadnę. Domena nie zostanie przedłużona. Serwer nie zostanie opłacony. Materiałów archiwalnych nie będzie. W żadnej bibliotece nie zachowają się pożółkłe roczniki z treściami. Wszystko zniknie. Jakby nigdy tego nie było. Dokładnie tak samo jak i ja kiedyś, za jakiś czas.
Czy było warto? Nie wiem.
Leave a Reply