Rabunek w stereo. Kanał lewy, czyli One not enough.

Rabunek w stereo. Kanał lewy, czyli One not enough.

Wskoczyła mi nieoczekiwanie do odtwarzacza płyta, której się nie spodziewałem. Robbery — One Too Many. Nie wiem, co to za zespół, nie znam jego historii ani składu. Dobrze, czasem tak lubię. Tylko muzyka i nic więcej, bez żadnych obciążeń i oczekiwań. Nawet nie wiem w jakim stylu gra zespół, czy może wykonawca? Śpiewa pan, czy pani? Może to muzyka instrumentalna? Wypada nacisnąć „play” i się przekonać.

„Run” — bez specjalnych wstępów, z kopyta rusza ciekawy gitarowy riff opleciony na funkowym rytmie. Wokal, niemal melorecytacja, jak kto? Trochę jak J.J. Cale, trochę jak John Lee Hooker na płycie Santany. Uśmiech pojawia mi się na twarzy, dobre otwarcie, ale co będzie dalej? „Hold On”. Ostrzejsze gitary, prostszy rytm i znów melorecytacja, monotonna i trochę zbyt podobna do tej z poprzedniego utworu. Panie w chórkach ubarwiają refreny. Kto jeszcze ma taką manierę wokalną oprócz wymienionych wcześniej wokalistów? Michael Stipe z R.E.M. — wczesne płyty tej kapeli też były wymruczane przez niego, ale kipiały melodiami… „Jesus Loves You” — maniera wokalna zaczyna męczyć. Przypomniał mi się numer ZZ Top „Jesus Just Left Chicago” Billy Gibbons też czasem mruczy. „What Do You Think” jest jak wyjęte z płyt Lou Reeda — kolejnego melorecytatora. Tylko, że jego „How Do You Think It Feels” jest o niebo lepsze. „Dogs”, to czystej krwi garażowy rock a’la Iggy Pop, tylko słabszy.

W tej chwili złapałem się na tym, że cały czas szukam porównań. Mam wrażenie, że zespół wciąż szuka stylu, myślę, że „One Too Many” jest płytą nr 0. Płyta nr 1 ukaże się za jakiś czas i będzie bardziej określona stylowo.

„No Time” grający w międzyczasie jest bardzo nijakim utworem, rozpoczynającym długi pochód utworów nijakich, o których nie chcę już pisać. Czego im brak? Brak im melodii? Brak im zróżnicowania aranżacyjnego i wokalnego? Mnie osobiście męczy maniera wokalisty pozbawionego szerszej skali, lub udającego, że jej nie posiada. Niespecjalnie mnie nawet obchodzi, o czym on tak opowiada, bo monotonia męczy. Nie będę jednak się mądrzył na temat, co zespół powinien zrobić i w jakim kierunku iść. Tak chcą, niech tak grają. Jak dla mnie bez pazura i monotonnie, ale taka muzyka nie jest moją bajką.

Chociaż jedną radę dam. Jak mruczał kiedyś wspomniany już Lou Reed — „hey boys, take a walk on the wild side”

Jedna gwiazdka dla instrumentalistów, jedna za „Run”, pół na zachętę.

cover

Robbery One Too Many (2.5/5)

No Responses to “Rabunek w stereo. Kanał lewy, czyli One not enough.”

Trackbacks/Pingbacks

  1. Rabunek w stereo. Kanał prawy, czyli Who the hell & what the hell? | - […] że postanowiłem poprosić kolegę z cogra.pl, aby niezależnie posłuchał i napisał swoje zdanie. Bo ja po prostu słucham i…

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *