Swego czasu napisałem, jak na mnie wyjątkową, kipiącą entuzjazmem recenzję pierwszej płyty Adama Struga Adieu. Podtrzymuję każde słowo z tego wpisu sprzed prawie trzech lat. Wychodzi, że stabilny jestem w swoich ocenach. Albo przynajmniej, że się staram. Mocno kibicuję Adamowi w jego sztuce. Jestem mu wdzięczny za coroczne śpiewanie z Monodią polską przy Grobie Jezusa w kościele Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, św. Józefa i św. Ambrożego w parafii pw. błogosławionego Edwarda Detkensa spośród 108 męczenników.
Kibicuję mu już od wielu lat, mając wciąż w pamięci jego występy na Ogólnopolskich Spotkaniach Zamkowych “Śpiewajmy Poezję” w Olsztynie w końcówce zeszłego tysiąclecia. Kibicuję mu za jego ogromną pasję do przekazywania dalej, w czas przyszły, tradycji śpiewaczych wsi polskich. Kibicuję mu za jego wielkie umiłowanie wszelkich nieskalanych rock’n’rollem form muzyki w ich kształcie najpierwotniejszym. O fascynacjach Adama przeczytasz tu. Adam Strug to moim zdaniem bardzo ważna persona, która dziś tworzy sztukę. Należy o takie persony dbać i je doceniać. Sprawiają, że kultura się rozwija, a nie zwija.
Od tamtego wpisu Adam Strug nagrał dwie kolejne płyty z muzyką autorską. (Tak on sam ten gatunek nazywa na swojej stronie www.) W 2014 roku wyszła płyta Strug. Leśmian. Soyka. W 2015 r. Mysz.
Pierwsza z nich to zapis koncepcji minimalistycznej. Mistrz świata śpiewanych interpretacji wierszy Bolesława Leśmiana, czyli Adam Strug plus geniusz fortepianu, supportujący kiedyś koncert samego Raya Charlesa, czyli Stanisław Sojka.
Melodie Struga, teksty Leśmiana, aranżacje na fortepian Sojki. Śpiew wspólny (choć Leśmian tylko duchowo).
Wszystko, co dobre o tej płycie już zostało powiedziane. Pozostała do wypowiedzenia tylko jedna cecha. Poważna wada. Monotonna jest ta płyta jak cholera. Jeden patent na wszystkie piosenki. Toż to nawet w tak wydawałoby się monotonnych gatunkach jak industrial czy death metal mamy więcej kombinowania!
Zastanawiam się, czy to kwestia autorytetu pana Sojki, czy też nieuważność na całość wyrazu w koncentracji na poszczególnych utworach, które owszem same z siebie udane całkiem…
Nie wiem. Ale w sumie, czy jako odbiorca muszę to wiedzieć?
Adam Strug Strug. Leśmian. Soyka. (2.5/5)
Druga z tych płyt to z kolei zapis koncepcji “na bohato”. Ni mniej, ni więcej jak Bohatyrowicze z Nad Niemnem pani Elizy Orzeszkowej. Z zespołem VooVoo w składzie i z całym dorobkiem Wojciecha Waglewskiego w tle. Z Wojciechem Waglewskim jako głównym macherem od brzmienia.
Co skłoniło Adama, któremu rock’n’roll nie gra zupełnie do współpracy z Waglewskim? Jego granie w Osjanie? Nie wiem. Ale w sumie, czy jako odbiorca muszę to wiedzieć?
Za to wiem, że mam do czynienia ze spektakularną moim zdaniem artystyczną porażką Adama Struga. Dostaliśmy bowiem kolejną płytę Najlepsi śpiewają [z] VooVoo. Czy będzie to Antonina Krzysztoń, czy Raz, Dwa, Trzy, czy inny ktoś. Owszem to jest dobre grono, to wielki zaszczyt znaleźć się w tym gronie, ale te wszystkie produkcje Wagla Ojca zaliczają się brzmieniowo do dyskografii VooVoo. I kropka. Nieautentyczność bije po uszach.
Na marginesie: Jedynie całkowicie nieprzemakalna Maria Peszek była w stanie wykorzystać talent Waglewskiego dopuszczając go do produkcji Miasto Manii. A najlepsze efekty daje taki konglomerat jak na płycie Katarzyny Groniec Pin-up Princess. Muzyka i granie: W. Waglewski, produkcja: ktoś inny.
Adamie drogi. Jeśli Ci się kiedyś zdarzy przeczytać ten wpis, znaleźć go w przepastnych odchłaniach sieci, z całego serca, dobrze Ci życząc napiszę:
Ten kijek mocno pocienkowałeś i już się go nie da pogrubasić. Trza wziąć nowy kijek. I zacząć strugać od początku.
Z muzykami, którzy zaproponują Ci i światu nowe, świeże połączenie wszystkich Twoich inspiracji, którzy połączą wschód z polską wsią i z odrobiną, bardzo delikatną nutą współczesności. I będą grać w tonacjach odpowiednich dla Twojego głosu.
Pierwsza płyta z muzyką autorską była najbardziej autentyczna. Była przyjazna w odbiorze, ale Twoja. I tej autentyczności nie porzucaj. Pogłębiaj ją.
Bądź wierny, idź.
Twój fan.
p.s. dla ciekawych wszystkiego:
AKT TRZECI
SCENA PIERWSZA
SZAMBELAN
sam
Szambelan siedzi przy stoliku, na którym leży kilka patyków, i nucąc, jeden struże, potem przymierza do już ustruganego.
Jeszcze trzeba strugać. (nuci i struże; po krótkim milczeniu) Gruby można zestrugać, ale cienki, zje kaduka, kto grubszym zrobi! (po krótkim milczeniu, rozśmiawszy się) Pewnie, że nikt nie potrafi. (po krótkim milczeniu) Z tego by nawet można przysłowie wymyśleć, na przykład: Łatwo grubemu kijkowi… Nie! – Łatwiej cienki… źle! – Gruby cienkiego kijka… Nie, nie! – Łatwo kijek grubowego… Bodaj cię! Z grubego na gruby… czy kaduk nadal, (śmieje się) ani rusz! (przymierza patyki) Tymczasem dość będzie.
A. Fredro, Pan Jowialski
Jest za to legenda, że Łatwiej kijek pocienkować, niż go potem pogrubasić. znajduje się w którymś z tłumaczeń pani Ireny Tuwim dwóch angielskich książek o pewnej misi, co została w Polsce misiem. Ale czy prawdziwa? Internet nie pomoże. Może ktoś zrobi zdjęcie strony książki i udowodni tę legendę.
Leave a Reply